W kwietniu 2016 roku Agnieszka Sienkiewicz i jej partner Mikołaj Gauer zostali rodzicami małej Zosi. Aktorka, zainspirowana przykładami celebrytek, które świetnie zarabiają na macierzyństwie, postanowiła pójść w ich ślady.
To raczej świeży pomysł na biznes. Za jego prekursorkę uchodzi Anna Mucha, która po urodzeniu starszej córki, niby zwierzała się na swoim blogu z zachwytu, jakie wzbudził w niej dziecięcy kocyk lub książeczka, a w rzeczywistości reklamowała te przedmioty i brała za to pieniądze.
Od tamtej pory zarabianie na tym, że się właśnie urodziło dziecko, staje się coraz bardziej popularne. Niektóre celebrytki, jak Katarzyna Zielińska, projektują akcesoria dla młodych mam, inne, jak Maja Bohosiewicz czy Edyta Pazura zakładają blogi "parentingowe", a jeszcze inne, jak Natalia Siwiec, zarabiają na wpisach. Wygląda to tak, że celebrytka z pozoru tylko dzieli się na Instagramie swoją radością z macierzyństwa, a w gruncie rzeczy każdy jej komentarz i zamieszczone zdjęcie ma za zadanie wypromować wózek, ubranko czy kocyk.
Agnieszka Sienkiewicz postanowiła za to otworzyć w Łodzi własny sklep z artykułami dla niemowląt.
Niestety, po roku działalności, zaczęło jej zaglądać w oczy widmo bankructwa. Okazało się, że kompletnie nie zna się na liczbach, co zwykło się uważać za istotną przeszkodę w prowadzeniu własnego biznesu.
Klienci wprawdzie doceniali atmosferę panującą w sklepie Agnieszki, gdzie na dzieci czekał kącik zabaw, a na rodziców kawa i ciasto, ale przeważnie kończyło się na tym, że po zjedzeniu ciasta jechali na zakupy do tańszej sieciówki.
Agnieszka chciała założyć przyjazne miejsce dla wszystkich młodych mam - komentuje znajoma aktorki w tygodniku Świat i Ludzie. Działała sercem, teraz musi posłuchać rozumu, realnie spojrzeć, że to biznes, który musi zarabiać, inaczej upadnie.