Kilka dni temu nad Wisłą znaleziono wylinkę pytona tygrysiego ogromnych rozmiarów. Skóra miała prawie sześć metrów długości, co oznacza, że od czasu jej zrzucenia wąż jeszcze urósł.
Fundacja Animal Rescue Polska, która zainicjowała poszukiwania pytona-giganta podejrzewa, że wpełzł on do Wisły na wysokości Konstancina. Jak informuje Fakt, znaleźli się świadkowie, którzy zapewniają, że widzieli na własne oczy, jak pyton płynął środkiem Wisły, pozostawiając za sobą ślady jak kajak. Niewykluczone, że przeprawił się na drugi brzeg...
Wobec bezradności służb poszukiwawczych, w skład których, oprócz aktywistów Animal Rescue Polska, należą także funkcjonariusze policji oraz straży miejskiej oraz ochotnicy z widłami, Super Express uznał, że już naprawdę nie ma innego wyjścia, jak tylko zwrócić się po pomoc do jasnowidza.
Jest tylko jedna osoba, która może pomóc w namierzeniu siedliszcza pytona - pisze dramatycznie tabloid. Krzysztof Jackowski wgłębił się w swoje wizje i zobaczył jak na dłoni, w którym miejscu gadzina znalazła sobie zaciszne leże. Szybko znalazł obszar wybrany przez wijącego się stwora.
Zdaniem jasnowidza, wąż obecnie przebywa w okolicach Dębiny, na wysokości położonej na przeciwległym brzegu plaży nad Świdrem, około 18 kilometrów od Warszawy. A przynajmniej przebywał tam, gdy jasnowidz wgłębiał się w swoje wizje, więc na długo przed oddaniem wydania do druku. Tam właśnie pyton był widziany podczas pożerania bobra, co stanowczo potwierdza jeden z wędkarzy.
Jasnowidzowi objawił się również moment wypuszczenia pytona na wolność. Zdaniem Jackowskiego, gad został podrzucony specjalnie przez dwóch młodych mężczyzn, by siać panikę wśród mieszkańców Mazowsza.
Przyjechali samochodem, przywieźli pytona w czymś w rodzaju plastikowej beczki i wypuścili go - oskarża jasnowidz.