Beata Tadla ukoiła już nerwy po rozstaniu z Jarosławem Kretem. Wszyscy zresztą są przekonani, że dobrze zrobiła kończąc nierokujący na przyszłość związek z niedojrzałym 54-latkiem. Pogodynek znalazł się w znacznie gorzej sytuacji niż ona, bo po tym, jak potraktował Agatę Młynarską, Małgorzatę Kosturkiewicz i Beatę, raczej trudno mu będzie znaleźć kobietę, która nabierze się na jego wdzięki. Przynajmniej na terenie Polski…
Kret chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo od powrotu z Indii, gdzie medytował, zastanawiając się nad swoim życiem, robi co może, by przekonać Tadlę, by go jeszcze nie skreślała.
Wydaje się jednak, że ten statek już odpłynął…
Prezenterka świetnie bawi się bez Jarka. Niedawno z grupą przyjaciół wybrała się do Bukowiny, a w dalszych planach ma wyjazd na Kubę i do Stanów Zjednoczonych.
W międzyczasie zaczął się koło niej kręcić nowy mężczyzna. Niewiele o nim wiadomo. Tabloidom udało się ustalić, że ma na imię Adrian i jest ekspertem od spraw komunikacji. Drogi jego i Beaty przecinały się wielokrotnie, gdy bywał zapraszany do telewizji jako specjalista w swojej dziedzinie.
Ale w międzyczasie na przeszkodzie stanął Kret i zmarnował Tadli pięć lat życia.
To jeszcze nie jest miłość - ocenia nową znajomość prezenterki jej znajoma. Łączy ich przyjaźń, Beata może na niego liczyć, ufa mu. Ale kto wie…
Podobno po Jarku Beata trochę zraziła się do związków, czemu trudno się dziwić. Jednak niedawny ślub jej byłego męża, Radosława Kietlińskiego uświadomił jej, że też powinna ułożyć sobie życie.
„Ona chciałaby się czuć bezpiecznie, że jeśli ktoś jej coś obieca, to bezwzględnie dotrzyma słowa - komentuje informatorka tygodnika Świat i Ludzie. Chciałaby, żeby kochał ją z tym całym bagażem doświadczeń, z jakim przyszło jej żyć.