Lindsay Lohan ma na głowie znacznie poważniejsze kłopoty, niż problemy w związku z Samanthą. Aktorce postawiono właśnie poważne zarzuty. Zaraz po wyjściu z pierwszego odwyku, gwiazda poszła do baru i wypiła butelkę whisky. Następnie porwała (!) samochód z trzema mężczyznami w środku i - łamiąc wszelkie możliwe przepisy kodeksu drogowego - goniła po Malibu auto swojej asystentki.
Dante Nigre, Ronnie Blake i Jakon Sutter twierdzą, że "spędzili w tym samochodzie najbardziej przerażające chwile swojego życia" i oczywiście żądają wysokich odszkodowań. Pijana Lindsay mogła spowodować groźny wypadek. Na konferencji prasowej przedstawiciel poszkodowanych tak opisał całe zdarzenie:
Cała trójka była zszokowana, gdy Lindsay Lohan weszła do samochodu i wcisnęła pedał gazu. Kiedy uświadomili sobie, że aktorka nie ma zamiaru zatrzymywać się na żadnym czerwonym świetle, ani na znakach stopu, wpadli w panikę. Mężczyźni płakali i błagali o życie.
Chyba trochę dramatyzuje... Ale to nie wszystko. Opuszczając parking, Lindsay przejechała kołem po stopie próbującego sfotografować ją dziennikarza. Zatem prócz oskarżenia o przywłaszczenie mienia, napaść i bezprawne ograniczenie wolności, ciążą na niej także zarzuty o naruszenie nietykalności cielesnej. Łącznie Lohan może zapłacić ponad 50 tysięcy dolarów odszkodowania.
Linday wspomina całą sytuację zupełnie inaczej niż "porwani" przez nią mężczyźni:
Przeżyli dzięki mnie najciekawszą przygodę w życiu. Słuchali głośnej muzyki i ciągle się śmiali. Wsiadali i wysiadali z samochodu na stacjach benzynowych, gdzie kupowali piwo. To była dla nich świetna zabawa!