Nie można odmówić Ewie Chodakowskiej wielkiego komercyjnego sukcesu, jaki osiągnęła promując zdrowy styl życia i ćwiczenia, zostając "trenerką wszystkich Polaków". Fakt, że "Choda" stworzyła swoje imperium od podstaw, a nie przy boku bardzo znanego męża, jak jej konkurentka Anna Lewandowska, sprawia, że Ewa zdaje się być nieco bliższa zwykłego, szarego człowieka, do którego kieruje swoje działania.
Oczywiście sukces finansowy sprawił, że Chodakowska już nie ubiera się w zwykłych sieciówkach, a nosi na sobie kilka miesięcznych pensji, a także wątpliwość budzi jej biznes kostiumów kąpielowych, który wydaje się być jawnie skopiowany od Jessiki Mercedes, ale Ewa zdaje się tym nie przejmować. Co najwyżej blokuje krytyków w sieci i udaje, że wszystko jest cudownie.
Na stronie Ewy pojawiło się ogłoszenie zachęcające do "tygodnia marzeń" z Ewą i jej mężem, Lefterisem Kavoukis, który ma odbyć się we wrześniu 2018 roku na Malediwach. Cena takiego wyjazdu oscyluje wokół 13 tysięcy złotych za jedną osobę, a to tylko część kosztów, bo dochodzą do tego koszty powrotne (350 dolarów) czy opłacie za usługę (10 procent całości).
W ramach tej kwoty dostaniemy tygodniowy nocleg z wyżywieniem, jednorazowa wycieczka z nurkiem i jedno wejście na siłownię. W liście specjałów wymieniono nawet wodę na treningi, które wspaniałomyślnie są wliczone w tę "niewielką" cenę.
Dodajmy, że średnia krajowa pensja wynosi 3530 złotych, a przecież dobrze wiemy, że bardzo dużo osób zarabia zdecydowanie mniej. Kiedyś to właśnie do nich - zwyczajnych kobiet z kompleksami czy kilogramami do zrzucenia - celowała Ewa. Myślicie, że one będą mogły sobie pozwolić na taki "tydzień marzeń"?