Minął już rok od śmierci wybitnego muzyka Zbigniewa Wodeckiego, który zmarł niespodziewanie w wyniku komplikacji po planowanej od dawna operacji wszczepienia bajpasów.
Był akurat w trakcie trasy koncertowej z okazji 40-lecia pracy artystycznej. Jeszcze przed pogrzebem muzyka jego przyjaciele w porozumieniu z rodziną umówili się, że dokończą rozpoczęty przez niego jubileusz.
Nad całością czuwała córka zmarłego muzyka, Katarzyna Wodecka-Stubs. To właśnie ona podjęła decyzję o pominięciu Olgi Bończyk, która sama siebie uważa za największą przyjaciółkę Wodeckiego. W wywiadach żaliła się, że do końca trzymała go za rękę w szpitalu, a w rewanżu córka Zbyszka zabrała jej piosenkę Walczyk, którą dla niej napisał i dała ją do zaśpiewania komuś innemu.
Jak się okazuje, czas nie zabliźnił ran. Bończyk ciągle ma żal do rodziny Wodeckiego, jak się wydaje, z wzajemnością.
Na szczęście znalazła sojuszniczkę w osobie wieloletniej przyjaciółki zmarłego artysty, Zdzisławy Sośnickiej. Jak donosi znajomy piosenkarki, często spotykają się u niej w domu i knują godzinami.
Sośnicka nie jest osoba wylewną i nie zawiera szybko przyjaźni - ujawnia informator Faktu. Ale z Olgą jest naprawdę blisko. Bończyk może się jej wypłakać na ramieniu i wraz z nią powspominać Zbyszka Wodeckiego. Żali jej się często na rodzinę zmarłego przyjaciela. Spotykają się w posiadłości Zdzisławy. Siedzą w ogrodzie lub w domu, pija kawę i rozmawiają godzinami.
Myślicie, że ta znajomość wpłynie jakoś na rodzinę zmarłego muzyka?