Nie jest tajemnicą, że pod rządami Prawa i Sprawiedliwości polskim duchownym wiedzie się najlepiej w powojennej historii. Najwięcej skorzystał oczywiście Tadeusz Rydzyk, toruński biznesmen, dla niepoznaki przebrany w sutannę. Ze sprawozdań finansowych rządu, wynika, że 11 ministerstw regularnie płaci mu daniny. Tylko w zeszłym roku na jego konto trafiło 165 milionów złotych z naszych podatków.
Na "dobrej zmianie" skorzystali zresztą wszyscy duchowni. Jak wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, na ich utrzymanie wydaliśmy w zeszłym roku 158,5 miliona złotych.
Ponieważ księża nie płacą składki emerytalnej ani na ubezpieczenie zdrowotne, na ich emerytury muszą się zrzucać się wszyscy obywatele, bez względu na to, czy są wierzący czy nie. Świadczenia emerytalne duchownych są finansowane z Funduszu Kościelnego, utrzymywanego z budżetu państwa, czyli pieniędzy podatników.
NIK ustalił, że rząd jeszcze nigdy nie był tak hojny dla duchownych jak za czasów Prawa i Sprawiedliwości.
W 2015 roku, pod koniec rządów PO i PSL, na konto Funduszu Kościelnego wpłynęło 128 milionów złotych. Rząd PiS zwiększył tę kwotę do 158,5 miliona.
Oficjalnie MSWiA, któremu podlega Fundusz Kościelny, tłumaczy, że pieniądze były potrzebne na konserwację i remont zabytków sakralnych. Jednak z raportu NIK wynika, że w 2017 roku na ten cel przeznaczono zaledwie 15,2 miliona złotych. Ponad 90 procent środków trafiło zaś bezpośrednio do kieszeni duchownych.
Fundusz Kościelny powstał jako rekompensata za majątki odebrane wspólnotym wyznaniowym. Od 1990 roku jedynym źródłem finansowania Funduszu jest budżet państwa, który w pierwszym roku przeznaczył na ten cel 2 miliony złotych. Z czasem kwota ta systematycznie rosła, by obecnie, po 28 latach osiągnąć rekordowy, póki co, pułap 158,5 miliona złotych.