Krzysztof Ibisz od 18 lat jest zawodowo związany z Polsatem. Pełnił tam rolę gwiazdy i wizytówki stacji, póki nie zaczął szaleć z zabiegami medycyny estetycznej i wymądrzaniem się "jak dobrze wyglądać po czterdziestce".
Kiedy na spotkania z fanami zaczął zabierać hantle, ławkę do wyciskania i prywatnego trenera, dyrektor programowej Polsatu Ninie Terentiew puściły nerwy. Zafundowała Krzysiowi "pocałunek śmierci" w postaci wyjątkowo żenującego teleturnieju 7420 milion od zaraz.
Program zniknął z anteny po zaledwie sześciu odcinkach, a Ibisz został karnie zesłany do Polsat Cafe. Spędził tam cztery lata, zastanawiając się, co poszło nie tak. Przez ten czas ani razu nie próbował się dogadać z konkurencją, a ten pokaz lojalności do tego stopnia wzruszył Terentiew, że właśnie Krzysiowi postanowiła powierzyć prowadzenie przechwyconego od TVN-u Tańca z gwiazdami. Pojawiła się nawet plotka, że pierwszą edycję zgodził się poprowadzić za darmo, byle tylko wrócić do głównego Polsatu, jednak nigdy nie doczekała się oficjalnego potwierdzenia.
Rok temu Krzyś dostał też do prowadzenie teleturniej Joker na kanale Super Polsat. Niestety, program spotkał ten sam los co 7420 milion od zaraz, z tą różnicą, że agonia trwała dłużej.
Nie cieszył się dobrą oglądalnością i produkcja stwierdziła, że czas go zakończyć - potwierdza w Fakcie pracownik Polsatu. Krzysiek jesienią zostanie więc tylko ze swoim programem w Polsat Cafe "Demakijaż", gdzie rozmawia z kobietami.
Czyli nadchodzą chude czasy… No nic, byle udało się dotrwać do wiosennej edycji Tańca z gwiazdami.