Tradycyjnie początek wczorajszej Fabryki gwiazd należał do dwójki zagrożonych uczestników - Julity Woś (zwanej przez swój udział w Barze "drugą Dodą") i Mateusza Krautwursta. Mimo, że przed rozpoczęciem gali dzieliło ich zaledwie 2% głosów, ostatecznie z programu odpadła Woś, zyskując zaledwie 39% SMS-ów.
Naszym zdaniem pogrążyła się całkowicie wykonując Białą armię Bajmu. Piosenka jednego z najbardziej kiczowatych zespołów w historii polskiej muzyki odsłoniła wszystkie jej braki. Na tle rewelacyjnego klasyku Podaruj mi trochę słońca w wykonaniu i samodzielnej aranżacji Mateusza, nie wypadła nawet blado. Właściwie nie było jej w ogóle widać.
Słabo wypadła także Agata Malcherek z Don't cry for me, Argentina. W filmie puszczanym między występami uczestników, wydało się, że jest najbardziej nielubianą osobą w Akademii. Potwierdziło się to także podczas głosowania samych uczestników pod koniec programu, gdy mogą ocalić jedną z trzech zagrożonych osób. Spośród Niny, Romka i Agaty, wszyscy wybrali Ninę, argumentując swój wybór tym, że Romek z pewnością wygra z Agatą, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie jest zbyt mile widziana.
Poziom w programie jest dosyć wyrównany. Szkoda tylko, że uczestnicy nie wiedzą, że tak naprawdę walczą "o pietruszkę". Myślą, że wyjdą stamtąd i będą sławni. Bardzo się zawiodą. Tak naprawdę z uwagi na niską oglądalność, nie mają zbyt wielkich szans nawet na podzielenie losu zwycięzców Idola. Jedynym, który dzięki udziałowi w programie stał się "sławny" jest fryzjer Marcin. Ale czy na takiej sławie mu zależało?