Śmierć Michaela Jacksona w czerwcu 2009 roku była o tyle niespodziewana, co wielu spodziewało jej się. Pogrążony w szaleństwie, odizolowany od świata, zmagający się z problemami psychicznymi i fizycznymi, wyniszczony przez leki i wciąż oskarżany o kolejne pedofilskie akty król popu pędził na skraj. Nikt nie potrafił mu pomóc, a jego córka, Paris Jackson, przyznaje wprost, że nie umarł w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a został zamordowany.
Mit o tajemniczej śmierci oraz życiu pełnym wzlotów i upadku utwierdziły jego ikoniczną pozycję, którą zaraz po śmierci postanowiło wykorzystać wydawnictwo Sony. Wytwórnia wygrzebała z różnych źródeł niepublikowane dotąd utwory Jacksona i postanowiła skomponować wedle własnego pomysłu ostatni, pośmiertny album Michaela. Cel był jasny - zarobić jak najwięcej na legendzie.
Album Michael ukazał się w 2010 roku, zarobił fortunę, a teraz wrócił na języki. Wszystko za sprawą wiernej fanki Jacksona Very Serovy, która złożyła w sądzie pozew, w którym oskarża Sony o opublikowanie trzech utworów, w których prawdopodobnie... nie śpiewał król popu. Chodzi o piosenki Breaking News, Monster oraz Keep Your Head Up. Serova konsultowała się przy tym z audiologiem i innymi ekspertami, którzy również nie potrafili wykluczyć oszustwa.
Wydawnictwo Sony złożyło dokumenty wyjaśniające, z których wynika, że powyższe utwory kupili od dwóch producentów współpracujących z Jacksonem. Ci ostatni w żaden sposób nie potrafią potwierdzić tezy, że rok przed śmiercią Michael odwiedzał ich i nagrywał nowe kawałki. Nie istnieją żadne zapisy z kamer, zdjęcia, notatki czy fragmenty tekstów, które świadczyłyby o jego wizytach w studio. Producenci, którzy dostali za sprzedaż tych numerów za kilka milionów dolarów, tłumaczą się prywatnością, jaką chciał zachować artysta.
Najśmieszniejszy jest fragment, w którym wyjaśniają, dlaczego jeden z fragmentów zupełnie nie brzmi jak głos Jacksona. Miał być rzekomo wykonywany przez niego za pomocą rurki PCV, którą Michael miał przyłożyć do ust "dla efektu". Pojawia się też podejrzenie, że utwory zaśpiewał w rzeczywistości Jason Malachi, kopista stylu Jacksona, który jeszcze nie odniósł się do sprawy.
Czy ktokolwiek myślał, że wydawanie niedokończonych i niezaakceptowanych przez Michaela utworów skończy się kiedyś dobrze? Najwyraźniej widmo zarobienia fortuny sprawiło, że niektórym puściły jakiekolwiek granice...