Na jednej ze fanowskich stron poświęconych Amy Winehouse pojawił się wpis, który udawania, w jak złym stanie znajduje się piosenkarka. Młoda wielbicielka opisuje swoje traumatyczne przeżycie, jakie zafundowała jej Amy. Przez ponad trzy miesiące wysyłała jej listy z uprzejmymi prośbami o autograf. Do każdej koperty dołączała zdjęcie Winehouse i drobny upominek, taki jak na przykład jej własnoręcznie narysowany portret.
Po długim oczekiwaniu w końcu otrzymała upragniony list z podpisanym przez Winehouse zdjęciem. Po otwarciu koperty okazało się jednak, że zdjęcie jest całe żółte i potwornie śmierdzi. W środku koperty znajdował się także biały proszek. Najprawdopodobniej była to kokaina, do przygotowywania której Amy używała nadesłanej fotografii. Zawiedziona fanka tak opisała całe zdarzenie:
Wczoraj otrzymałam autograf, o którym tak długo marzyłam. Po pokoju rozszedł się straszny smród! Zdjęcie wyglądało, jakby ktoś na nie zwymiotował, a następnie zamoczył i wysuszył. Było poplamione na żółto i całe pogięte. Podpis oczywiście wyglądał jak bazgroł. Na dodatek w kopercie znajdował się jakiś dziwny biały proszek. Zapach był nie do zniesienia, więc mama kazała mi to wyrzucić.