Dwa tygodnie temu w Berlinie zakończyły się lekkoatletyczne Mistrzostwa Europy, na których Polacy zdobyli siedem złotych medali, plasując się na drugim miejscu w końcowej klasyfikacji medalowej. Mimo że polscy lekkoatleci to nieliczni sportowcy, z których możemy być dumni, za berliński triumf i tak dostali niewielki ułamek tego, co zarabiają piłkarze.
Przypomnijmy: Anita Włodarczyk za złoty medal na mistrzostwach Europy zarobiła mniej niż Lewandowski w jeden dzień
Niestety, zapewne na jeszcze mniejsze profity finansowe mogą liczyć paraolimpijczycy. W niedzielę z kolei dobiegły końca Paralekkoatletyczne ME, na których Polacy także triumfowali. Zdobyliśmy aż 61 medali (!), wygrywając klasyfikację medalową. Ukraina, która zajęła drugie miejsce, zdobyła "tylko" 49 krążków.
W niedzielę wywalczyliśmy aż pięć medali, w tym dwa złote: w biegu na 200 metrów oraz w rzucie dyskiem. W tej kategorii triumfował Marek Wietecki, który w Berlinie sięgnął już po srebro w rzucie oszczepem.
Zazdrościłem kolegom tych złotych medali. Pomyślałem, że też taki chcę mieć, że nie będę spoczywał na laurach - skomentował Wietecki. Nie tylko dla samych medali tutaj jesteśmy, ale też po to, żeby robić rekordy życiowe, sezonu. Choć ten ostatni akurat padł, to liczyłem na coś więcej, tak żebym czuł, że dałem z siebie »maksa«. Obaj z trenerem wiemy, że stać mnie na więcej.
Analizując wypowiedź trenera kadry Zbigniewa Lewkowicza można być spokojnym o wynik nadchodzących mistrzostw świata w Dubaju oraz igrzysk w Tokio.
Gdy dwa lata temu objąłem funkcję koordynatora kadry, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego Łukasz Szeliga zaufał mi i dał wolną rękę - mówi Lewkowicz. Mamy odpowiednie finansowanie. Nie ukrywam, że wzorując się na PZLA stworzyłem system przegotowań, plan treningowy, który przynosi teraz efekty. Oczywiście ten sukces jest zasługą współpracujących z nami trenerów, ale faktycznie widzimy, że idziemy we właściwym kierunku.
Tegoroczne ME okazały się jednym z najlepszych startów w historii polskiej paralekkoatletyki.