Polacy odnoszący sukcesy za granicą to zawsze cieszący nas temat, zwłaszcza, jeśli dotyczy naprawdę trudnych do osiągnięcia sfer. Dla wielu aktorów szczytem marzeń jest rola u kontrowersyjnego reżysera, Quentina Tarantino, który odpowiada za kultowe Pulp Fiction czy Od zmierzchu do świtu.
Ustawiający się w kolejkach na castingi aktorzy za oceanem są w stanie wiele poświęcić, by znaleźć się w obsadzie u Tarantino. Taka okazja trafiła się właśnie Rafałowi Zawierusze, polskiemu aktorowi, który do twórców nowej produkcji Quentina wysłał tzw. "selftape" - nagranie pokazujące jego możliwości. Okazało się być ono na tyle przekonywujące, że zaproszono Polaka do udziału w filmie:
Nie byle jaka rola, jaką obdarowano Rafała to z pewnością krok milowy w karierze mało znanego wcześniej aktora. Polskiemu Radiu udzielił wywiadu, w którym opowiedział o kulisach pracy z żywą legendą:
Jestem niewiarygodnie szczęśliwy i jest to dla mnie wielki honor i zaszczyt. Dowiedziałem się, że powstaje film "Once Upon a Time in Hollywood", który na pewno wstrząśnie światem i pomyślałem, że trzeba iść po swoje marzenia. Do mojego agenta trafiło zapytanie o nagranie selftape. Wysłano mi z USA scenę do przygotowania. Nagrałem to, wysłałem i czekałem. I się doczekałem - mówi.
Jestem tu od 2 sierpnia. Nie mogę mówić o szczegółach, prawdopodobnie o tym będą mówili już producenci i osoby odpowiedzialne tu za PR. Mogę natomiast mówić o moich odczuciach i powiedzieć, że jestem w "rodznie Quentina Tarantino" i to mi się bardzo podoba. To niezwykłe, gdy czuje się, że wszyscy, od człowieka, który podaje napoje i latarki nocą, przez wszystkie osoby pracujące na planie, aż po reżysera, grają do jednej bramki - zachwyca się aktor.
Mogę się podzielić jednym zdaniem, które usłyszałem – kręciliśmy scenę i reżyser powiedział: "ok, robimy dubel, bo kochamy robić filmy" - dodał.
Przypomnijmy, że obok Zawieruchy w filmie zobaczymy Leonardo DiCaprio czy Brada Pitta.