Gdy w2014 roku Robert Biedroń został prezydentem Słupska, nie wszyscy wierzyli, że obcy dla miasta polityk odmieni lokalne środowisko, z czasem stając się wzorem dla innych samorządowców. Biedronia krytykowano między innymi za to, że do Słupska przeprowadził się zaledwie kilka miesięcy wcześniej, na co on odpierał, że jest to jego zaleta, bo nie zna miejscowych układów i zależności.
Przez cztery lata Biedroń pozbył się łatki "geja od Janusza Palikota" i coraz śmielej radził sobie także na ogólnopolskiej arenie politycznej. Angażował się w projekty społeczne, razem z Anją Rubik promował edukację seksualną, a z Magdą Gessler gotował bigos i lepił pierogi. Popierał także pomysł na wynagrodzenie dla Pierwszej Damy: Biedroń o pensji Agaty Dudy: "To dobry pomysł. Polskę na to stać. Nie ma szans pracować na etat!"
Od kilku tygodni coraz głośniejsze były jednak plotki, że Biedroń nie będzie kandydował na prezydenta Słupska, bo w perspektywie ma wybory do Parlamentu Europejskiego, a może nawet prezydenckie. Polityk nigdy nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że chciałby zostać w przyszłości głową państwa, ale okazuje się, że najpierw chce sprawdzić się jako radny. Stąd już niedaleko do Brukseli.
W poniedziałek Biedroń oświadczył, że nie będzie ubiegać się o drugą kadencję prezydencką w Słupsku, tylko chce zostać "skromnym" radnym. Wystartuje z ramienia ugrupowania Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej, dotychczasowej wiceprezydent Słupska. Biedroń ma w planach także utworzenie "ruchu społecznego", co niektórzy wprost odczytują jako zapowiedź stworzenia własnej partii politycznej.
Biedroń powinien myśleć o ogólnopolskiej polityce?