Magda Gessler często podkreśla, że w Polsce nie widzi dla siebie konkurencji, zarówno w kuchni jak i w show - biznesie. Nie jest tajemnicą, że uważa się za Zorro i Matkę Boską polskiej gastronomii, a także "polskiego Gordona Ramseya". Jest do tego stopnia z siebie dumna, że chciała nawet, by Pedro Almodovar nakręcił o niej film. Mało tego, publicznie ogłosiła, że reżyser już się za to zabrał, niestety, zapomniała, że istnieją telefony i każdą informację można zweryfikować.
No ale i bez tego TVN uważa Gessler za jedną ze swoich największych gwiazd. Trudno się dziwić, celebrytka zarabia dla stacji średnio 160 milionów w rok. Niestety, zdaniem Magdy, zyski z reklam za mało przekładają się na jej osobiste zarobki.
Gdybym miała taki program jak "Kuchenne rewolucje" w Ameryce, to moje życie inaczej by wyglądało i opływałabym w luksusy - żaliła się w jednym z wywiadów. W Polsce gwiazdy nie mają procenta z przychodów reklamowych jak tam. Niestety zyski stacji nie mają nic wspólnego z moimi. Nie zarabiam na tym i to najgorsza strona mojej pracy.
W ustach Magdy wyrażenie "nie zarabiam" znaczy oczywiście zupełnie co innego niż dla zwykłych ludzi.
Kiedy Gessler mówi, że "nie zarabia", oznacza to, że otrzymuje 700 tysięcy złotych rocznie za Kuchenne rewolucje, 600 tysięcy za Masterchefa i milion za Sexy Kuchnię. *
Czyli w jej przypadku "brak zarobków" przekłada się na *zysk w wysokości 2 milionów 300 tysięcy złotych z samych tylko programów telewizyjnych, nie licząc milionów z reklam, prowadzenia restauracji, książek kulinarnych oraz sprzedaży kuchennych gadżetów.
No ale na szczęście koncern ITI ulitował się nad Magdą, że taka biedna i nic nie zarabia i dał jej do prowadzenia nowy program, w którym restauratorka będzie jeździć po Polsce i szkolić kucharzy. Jak donosi Super Express, ma obiecany kontrakt na 600 tysięcy złotych. J
eśli wszystko dobrze pójdzie, na samych programach telewizyjnych będzie zarabiać blisko 3 miliony rocznie. Myślicie, że to dobry powód, by przestać narzekać?