O tym, że piosenkarki z dużym stażem w show biznesie odklejają się od rzeczywistości i uważają siebie za boginie, wie chyba każdy. Wydaje się, że każda szanująca się gwiazda wręcz musi oczekiwać od innych, że będą spełniać ich fanaberie, tym samym budując wokół siebie "mit divy", dzięki któremu będą powszechnie szanowane i podziwiane. O ile zwykle większość "gwiazdorskich" zachowań uchodzi celebrytkom na sucho, tym razem jedna z najsłynniejszych raperek świata, Nicki Minaj, przeszła samą siebie w byciu bezczelnym zarówno względem pracodawców, jak i fanów.
W środę pochodzącej z Trynidadu wokalistce udało się pokazać, co to znaczy być "modnie spóźnionym". Tego dnia w Nowym Jorku odbywała się impreza nad basenem, organizowana przez E!, IMG i Elle z okazji nowojorskiego tygodnia mody. Jak donoszą naoczni świadkowie, Minaj przyszła dosłownie na sam koniec eventu, który w założeniu miała otwierać.
Nicki weszła do klubu dokładnie o 22:58, a event skończył się o 23 - podaje Page Six. Kiedy Minaj weszła do klubu, DJ włączył jej nową piosenkę po to, aby ludzie zorientowali się, że raperka pojawiła się na imprezie.
35-latka przywitała się tylko z redaktorką naczelną i dyrektorem kreatywnym Elle, Niną Garcią i Stephenem Ganem, po czym wyszła, a impreza się nagle się skończyła. Obecność gwiazdy spowodowała, że lokal całkowicie się zapełnił, a ochrona przestała wpuszczać i wypuszczać gości, łącznie z tymi najbardziej wpływowymi.