Krystyna Janda przez kolejne dekady aktywności artystycznej zbudowała pozycję prawdziwego autorytetu w świecie aktorskim. Od momentu, w którym Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę, artystka często jest wzywana przez tvn24 i Gazetę Wyborczą, by krytykowała rząd. Nie dziwi więc, że Janda niedawno udzieliła kolejnego wywiadu dla Wyborczej, w której mówiła właściwie to, co zawsze.
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, co pani Krystyna uważa o ludziach wykluczonych społecznie, które nie urodziły się w wielkiej aglomeracji, nie mają wpływowych znajomych oraz zaplecza finansowego, to poniższy fragment rozmowy zapewne wiele wyjaśni:
Wyborcza: Może na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowali ci, którzy chcieli żyć jak wygrani transformacji? Mieć swoją sferę symboliczną, jeździć na wakacje.
Janda: Co to znaczy: wygrani transformacji? Każdy mógł sobie z tą wolnością zrobić, co chciał. To był raptownie kraj wielkich, oszałamiających możliwości. Mogli sobie na to zapracować.
Wyborcza: Nie wszyscy mieli taką możliwość.
Janda: Wszyscy.
Wyborcza: Nawet ci w małych wsiach z zamkniętymi PGR-ami?
Janda: Nawet oni, jeżeli się uparli. W Polsce nie ma pozytywnego snobizmu na pracę, wiedzę, lepsze życie, przesuwanie się wyżej w hierarchii społecznej. Szkoda.
Poza mądrościami typu "weź się w garść" Janda zdradziła też, że od prawie półwiecza zmaga się z poważnym problemem, którego wciąż nie potrafi rozwiązać.
Przez 45 lat dorosłego życia mam problem ze znalezieniem gosposi. Wolę zagrać w teatrze i w nim zarobić pieniądze, żeby dobrze zapłacić gosposi. Ale nie ma takich osób. Na szczęście są panie z Ukrainy. Z drugiej strony znam osoby, które pochodzą z absolutnego dołu i stały się wybitnymi profesorami czy lekarzami. Słowem, jak ktoś chciał, to sobie poradził.
Pani Krystyno, skoro nie znalazła pani gosposi, to najwyraźniej za mało się pani starała. Proszę wziąć się w garść i ją znaleźć, bo przecież jak bardzo coś się chce, to się to dostaje, prawda?