W piątek późnym wieczorem czasu środkowoeuropejskiego media obiegła smutna informacja o śmierci 26-letniego Maca Millera, rapera i byłego chłopaka Ariany Grande. To zresztą na niej skupiła się wściekłość internautów, którzy zaczęli sugerować, że raper zmarł, bo to ona do tego doprowadziła: "Fani" Maca Millera OBWINIAJĄ Arianę Grandę za jego śmierć! "Ty do tego doprowadziłaś, s*ko!"
Niestety, prawda jest jednak znacznie bardziej prozaiczna. Niemal od razu zaczęto mówić, że Mac Miller przedawkował narkotyki: raper miał problemy z uzależnieniem, był notowany także przez policję. Mężczyzna zmarł zresztą w dniu, w którym zaplanował nagrywanie nowego teledysku, więc trudno uznać, że celowo odebrał sobie życie.
Najnowsze informacje zdają się to potwierdzać. Jak pisze serwis TMZ powołując się na źródła w policji, ktoś starannie wyczyścił dom Millera ze śladów sugerujących przedawkowanie narkotyków, chcąc najwyraźniej pozbyć się dowodów. Funkcjonariusze znaleźli na miejscu jedynie "niewielką ilość białego proszku". W domu nie było natomiast żadnych tabletek ani leków, które mogły oznaczać przedawkowanie.
Policja jest zdania, że to niemożliwe, by w domu ofiary przedawkowania znajdowała się tak mała ilość groźnych substancji - pisze serwis TMZ. Ktoś, ko przyjął śmiertelną dawkę narkotyku nie umiera od małej ilości kokainy.
Ariana Grande nie skomentowała jeszcze śmierci muzyka. Artystka wrzuciła jedynie na Instagram czarno-białe zdjęcie rapera.