Jola Rutowicz udowadnia, jak bardzo można się poniżyć, żeby podtrzymać gasnące zainteresowanie mediów. Na razie jej niedoścignionym wzorem jest Frytka (operacja plastyczna na łamach Faktu), ale dziewczyna stara się jak może. Wczoraj żaliła się, że jej koń został porwany i "groziła", że wyjedzie z kraju, jeżeli się nie odnajdzie. Dziś w Super Expressie - odcięty ogon konia... W kartonie.
Jola przeraziła się, że ten koń może jednak do niej nie wrócić. Cała ta sytuacja już nie jest śmieszna - mówi informator tabloidu (zapewne sama Jolanta).
Ja na temat porwanego konia nie mam zamiaru się wypowiadać. To dla jego dobra - deklaruje niezastąpiony Marcin Najman.
Marcin, nie gadaj już może z Jolą. Dla swojego dobra.