Pojawienie się najmłodszej z siostry Kim Kardashian na okładce Forbesa, tytułującego Kylie mianem "najmłodszej, zawdzięczającej wszystko sobie" miliarderki wywołało sporo kontrowersji. Krytycy z całego świata ruszyli do klawiatur chcąc wylać swoje żale oraz rozczarowanie magazynem, uważając, że nadanie takiego tytułu uprzywilejowanej dziedziczce najpopularniejszego rodu w telewizji jest policzkiem wymierzonym w twarze wszystkich kobiet, które faktycznie same musiały zapracować na swoje sukcesy.
Liczne głosy sprzeciwu nie zmieniły jednak faktu, że kosmetyczne firma Kylie, założona trzy lata temu zarobiła już ponad 900 milionów dolarów i prognozuje się jakoby niedługo miała przekroczyć próg pierwszego miliarda.
Choć "niezależność" jej sukcesu jest co najmniej dyskusyjna, 21-letnia przedsiębiorczyni zdaje się nie być poruszona falą krytyki i kontynuuje prezentowanie swojego ekstrawaganckiego życia. Ostatnio uwagę mediów przyciągnęło zdjęcie umieszczone przez Jennerkę na instagramowym profilu, prezentujące jej wartą miliony złotych kolekcję torebek, znajdującą się w specjalnie zaprojektowanym w tym celu pomieszczeniu. Spośród licznych toreb Louis Vuitton okraszonych słynnym monogramem oraz pikowanych dodatków od Chanel, zdecydowanie najbardziej wartościowymi torbami zaprezentowanymi przez Kylie jest pokaźna kolekcja toreb marki Hermes. Legendarny już model "Birkin" cieszy się sławą najdroższej oraz najtrudniejszej do zdobycia torebki świata.
Jak ujawnił artykuł Daily Mail z 2016 roku, przeciętna osoba nie jest w stanie po prostu wejść do sklepu marki i kupić takiej torebki. Czas oczekiwania na produkt szacuje się na co najmniej dwa lata, a sprzedawcy są specjalistami w zwodzeniu osób, które ich zdaniem nie są godne posiadania tego torebkowego "świętego Graala". Kwestia ta nie tyczy się najwyraźniej Kylie, z której kolekcji wyraźnie wybija się model Birkin ze skóry aligatora, wartego 240 tysięcy złotych.