Toruński biznesmen Tadeusz Rydzyk, który każe tytułować się "ojcem" budzi skrajne uczucia, jednak wszyscy zgadzają się co do tego, że ma głowę do interesów. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości Rydzyk i jego coraz liczniejsze biznesy przeżywają prawdziwy renesans. Jak pisaliśmy niedawno, 11 ministerstw regularnie płaci mu daniny z pieniędzy podatników, nie wspominając o comiesięcznej kwocie przelewanej na konto redemptorysty przez PiS.
Oczywiście, apetyt wzrasta w miarę jedzenia i ostatnio Rydzyk wyznał, że miliony, które dostaje z państwowej kasy, już go nie zadowalają. Teraz domaga się miliardów. Jak ujawnił na spotkaniu środowisk Radia Maryja i TV Trwam "Dziękczynienie w Rodzinie", na razie wystarczy "miliard albo dwa"...
To oczywiście nie znaczy, że pogardzi drobniejszymi kwotami. Rydzyk z zasady nie omija okazji do tego, by kogoś oskubać.
Ostatnio wybrał się do Kanady na spotkanie z tamtejszą polonią. Za możliwość uczestniczenia w mszy świętej z jego udziałem w Calgary oraz wysłuchania osobiście przez niego wygłoszonej mowy zażyczył sobie po 30 dolarów kanadyjskich od osoby. Czyli w przeliczeniu, około 80 złotych.
Jak informuje Super Express pobieranie od wiernych haraczu za uczestnictwo w mszy wzbudziło oburzenie byłego wicepremiera Kanady, Thomasa A. Lukaszuka.
Biorąc pod uwagę, że ten kapłan jest zaproszony, by przewodniczyć mszy i później ma wygłosić w kościele wykład, a bilety kosztują 30 dolarów, być może jakaś forma wyjaśnień byłaby w porządku - zwrócił się do diecezji, na której terenie znajduje się kościół, w którym Rydzyk pobierał opłaty.
Diecezja odpowiedziała, że redemptorysta zapewnia opiekę duszpasterską polskim imigrantom. Jak się okazuje, nie za darmo.