Odkąd miesiąc temu Małgorzata Rozenek-Majdan podpisała kontrakt reklamowy z firmą kosmetyczną, nie zaznała ani chwili spokoju. Najpierw Joanna Krupa wytknęła jej, że firma, która ją wynajęła, testuje swoje produkty na zwierzętach. Szybko dołączyła do niej Kinga Rusin, która poszerzyła repertuar oskarżeń o podbieranie mężów przyjaciółkom, nadmierne ostrzykiwanie się oraz bycie "wypindrzoną sztuczną lalą".
Skończyło się na tym, że szefowie TVN-u za karę zabronili im obu przyjścia na bal charytatywny Fundacji TVN. Podobno Małgonia cały ten dzień przepłakała, aż Radek musiał ratować sytuację, odłączając jej Internet i wysyłając na kilka godzin do spa.
Po tej nauczce skruszone Kinga i Gosia postanowiły mniej obnosić się z wzajemną nienawiścią i wykasowały obraźliwe wpisy. I kiedy już wydawało się, że sprawa zacznie się wyciszać, pogróżki zaczęły otrzymywać buldożki Majdanów.
Ludzie, oburzeni tym, że celebrytka nie ugięła się pod krytyką i nie wycofała się z kontraktu reklamowego, uznali, że nie jest godna tego, by trzymać psy w domu.
Pisali jej, że jeśli nie przestanie reklamować kosmetyków testowanych na zwierzętach, to ukradną jej ukochane buldożki francuskie - ujawnia w Fakcie znajomy Rozenek-Majdan. Małgosia nie wyobraża sobie, by coś się stało Lili, Sisi lub Mariance, które traktuje jak córki. Nie zostawia zwierzaków samych w ogródku i nie pozwala synom samodzielnie wyprowadzać buldożków na spacer.