Gosia Andrzejewicz zaczęła w stolicy całkiem nowe życie. Nie chce chodzić już po sklepach jak zwykła dziewczyna. By prezentować się bardziej dostojnie, zatrudniła ochroniarza. A właściwie kogoś w rodzaju służącego.
Nasza informatorka spotkała ją przy kasie w Carrefourze, w warszawskich Złotych Tarasach: Było koło godziny 19. Stała w kolejce do jednej z kas, kompletnie znudzona - wspomina. Swoją drogą, na żywo wygląda starzej, niż w telewizji [jeszcze starzej niż tu?]. Gdy jeden z klientów krzyknął: "O! Gośka Andrzejewicz!", tylko wywróciła oczami i nawet się odwróciła. Zero uśmiechu, ani jednego miłego słowa. Kupowała jakiś szampon, odżywkę, wędlinę i magazyn "Uroda". Gdy przyszła jej kolej, zapłaciła i zawołała jakiegoś faceta.
Nie był to raczej jej chłopak. Na oko wyglądał na 40-45 lat, może więcej. Na pewno nie był to też jej ojciec - mężczyzna ten nie był aż tak siwy. _**W każdym razie przybiegł na jej zawołanie, wziął dwie siatki z zakupami (w ręku miał też jakieś zakupy z H&M) i poszli.**_
Prawdziwa "diva" w Carrefourze... Dobrze, że na niego nie zagwizdała. Choć i to by nas chyba nie zdziwiło.