Kiedy Karol Strasburger stracił ukochaną żonę, która pięć lat temu przegrała walkę z rakiem, był przekonany, że nic dobrego już go w życiu nie czeka. Strasburgerowie nie mieli dzieci, więc po śmierci żony aktor został całkiem sam. Przez pierwsze miesiące po pogrzebie w ogóle unikał ludzi. Potem dał się namówić na jadanie od czasu do czasu obiadów na mieście, ale tylko w towarzystwie zaufanej menedżerki, Małgorzaty Weremczuk.
Pojawiły się nawet plotki o ich romansie, jednak Strasburger stanowczo je dementował, zapewniając w wywiadach, że już nigdy w życiu się nie zakocha.
No i jak to się można pomylić…
Bieżący rok okazał się przełomowy w życiu aktora. Wiosną przyznał się wreszcie do związku z Weremczuk, która natychmiast zaczęła planować z nim dziecko. Zanim jednak zdążyli zrealizować plany rodzicielskie, do Strasburgera zgłosił się Polsat z nieoczekiwaną propozycją. Oferta zwiedzania Azji w towarzystwie Piotra Polka, Władysława Kozakiewicza, Rafała Masnego i Krzysztofa Hankego od początku wydała mu się kusząca, jednak pojawiło się kilka problemów. Strasburger nie znosi owoców morza i azjatyckiej kuchni, ma kłopoty z błędnikiem, co bywa kłopotliwe w samolocie, a na dodatek młoda partnerka zaczęła go straszyć zakrzepicą, bólem kregosłupa i puchliną nóg.
Karol jednak zebrał się na odwagę i wziął udział w programie Lepiej późno niż wcale. W rozmowie z tygodnikiem Na żywo sprawia wrażenie, jakby sam nie wierzył w te wszystkie przygody, które przydarzyły mu się po siedemdziesiątce.
Pokazaliśmy, że, nie bójmy się tych słów, starszy człowiek jeszcze dużo może. Jest jeden szczegół: musi tego chcieć - tłumaczy aktor. Musi wyjść z domu, wysunąć nogi z kapci i powiedzieć sobie, że ma gdzieś spędzanie życia przed telewizorem. Jest tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia i niekoniecznie są tego potrzebne duże pieniądze. Jeśli mamy zdrowie to nic więcej nam nie potrzeba.
Strasburger, który w lipcu obchodził 71. urodziny przyznaje, że miał okresy zwątpienia, zwłaszcza po śmierci żony.
Nie jest to proste, bo w głowie kłębią się myśli, że to już koniec, że nic nie ma sensu i nie da się rady tego udźwignąć - wspomina. KIedy jednak człowiek otwiera się na życie, to różne dobre rzeczy zaczynają się z nim dziać. Mnie spotkała miłość. Nie nazywam jej drugą, bo "każda miłość jej pierwsza, najgorętsza, najszczersza". Wiek nie ma tu znaczenia. Po prostu żyję na sto procent.
Życie zaczyna się po siedemdziesiątce..?