Trzy miesiące temu Warszawę i okolice terroryzował pyton, którego olbrzymią wylinkę znaleziono nad Wisłą. Gad był nieuchwytny, budząc coraz większy strach swoimi śliskimi splotami. Ulgę w poszukiwaniach przyniosła dopiero informacja, że pytona szuka też Krzysztof Rutkowski, najsłynniejszy sześciennogłowy detektyw bez licencji. Krzysztof uzbrojony w lornetkę przemierzał Wisłę, a kiedy to nie pomogło, postanowił spróbować szczęścia w Atenach. Nie wyjaśnił co prawda, jakim cudem pyton miałby zmienić miejsce zamieszkania, no ale najważniejsze, że próbował jakoś rozwiązać zagadkę.
Ostatnie doniesienia mówiły, że pyton już dawno zdechł z zimna, więc Krzysztof Rutkowski musiał znaleźć sobie nowe zajęcie. Jak informuje portal Patriot24, należący zresztą do Rutkowskiego, detektyw w brawurowej akcji odbił z rąk rzekomych złodziei koniowóz. Nie wiadomo, jak trafił na trop i dlaczego zajmował się akurat tą sprawą. Maszyna kosztowała 250 tysięcy złotych i odnalazła się na zawodach jeździeckich w Lesznie.
To kolejna udana akcja naszego biura. Tym razem udało się odzyskać maszynę wartą ponad 250 tysięcy złotych. Pojazd wrócił do właściciela - komentuje w Rutkowski w rozmowie z własnym portalem.
Niestety, coś w tej sprawie nie gra, bo na Facebooku portalu pojawił się bardzo nieprzyjemny dla Krzysztofa komentarz. Prawowity właściciel koniowozu, Roman Siwek, zasugerował, że Rutkowski... sam ukradł pojazd. Pojazd rzekomo nie był ukrywany, więc i nie było po co go szukać:
Za wszystko odpowiecie przed sądem. Nie wierzcie w to, co tu piszą! Podają nieprawdę na potrzeby własnej reklamy. Koniowóz nie był ukrywany (stał na naszej wspólnej stadninie koni), gdyby zaginał, to szukałaby go Policja, a nie tak niewiarygodny człowiek, jakim jest Rutkowski! - napisał biznesmen.
Myślicie, że Krzysztof naprawdę przywłaszczył sobie koniowóz?