Nowy tydzień nie zaczął się dobrze dla Dody i Emila Stępnia. W Dużym Formacie, dodatku do Gazety Wyborczej, ukazał się obszerny i wnikliwy tekst opisujący kulisy pracy męża Doroty w roli producenta filmowego. Grzegorz Szymanik, autor tekstu, opisał w nim, jak to Emil najpierw znalazł inwestorów do Dywizjonu 303, a potem zapomniał im powiedzieć, że jednak to nie on będzie produkował film. Pieniądze zwrócił dopiero, gdy przy sprawie zaczął grzebać Szymanik. Przeczytajcie: "Wyborcza" twierdzi, że MĄŻ DODY ZBIERAŁ PIENIĄDZE NA FILM, KTÓREGO NIE PRODUKOWAŁ
Doda już zdążyła przeczytać obszerny tekst, na który zareagowała w swoim stylu: nerwowo i dość agresywnie. Jej wątek też pojawia się w reportażu, bo nie dość, że jest żoną Emila, to jeszcze gra w jego produkcjach, więc zapewne zna kulisy ich powstawania. Rabczewska stwierdziła, że wszystko to oszczerstwa, a ona i Emil są zastraszani: Doda odpowiada na oskarżenia "Wyborczej": "ZASTRASZANI, LINCZOWANI PUBLICZNIE"
Trzy grosze do sprawy wtrąca także Stępień, który skomentował nową aferę w portalu W Polityce. Producent filmowy zapowiedział pozew, bo jego zdaniem autor materiału nie dochował rzetelności dziennikarskiej:
Osoba pisząca tekst dla tej tracącej czytelnika i wiarygodność gazety nie wykazała podstawowych zasad rzetelności dziennikarskiej, aby w sposób merytoryczny odnieść się do poruszanego tematu - żali się Emil. Dziennikarz podczas rozmowy telefonicznej nie był pewien tytułu filmu o jakim chce rozmawiać, a w dalszej części rozmowy próbował poruszać kwestie odnośnie do których nie miał nawet wiedzy. Swoje nieszczere i intencjonalne wrogie działania potwierdził brakiem odwagi konfrontacji z doradcą prawnym nie przychodząc na umówione spotkanie. Taka jest dzisiaj polityka handlowa tej gazety, aby podnosić klikalność oraz najniższą w historii sprzedaż gazety w oparciu o znane nazwiska osób, które na co dzień nie utożsamiają się z "Gazetą Wyborczą". Ciekawy jestem czy redakcji i jej dziennikarzowi wystarczy odwagi cywilnej aby zmierzyć się z pozwem sądowym czy będą chronić się tajemnicami dziennikarskimi.
Stępień twierdzi, że całe zamieszanie jest winą brytyjskiego producenta, który chciał realizować film. Fabuła tak mu się spodobała, że zwiększył budżet, w efekcie czego polscy inwestorzy, których znalazł Stępień... straciliby na tym interesie. Też chcielibyście mieć tak uczciwych partnerów w biznesie?
Mieliśmy nawet już podpisaną umowę licencyjną z dystrybutorem kinowym. Ostatecznie, okazało się, że brytyjski producent podjął decyzję o zwiększeniu budżetu filmu, co w konsekwencji oznaczało rozwodnienie udziałów naszych inwestorów. Ponieważ projekt zaczął być postrzegany jako wysokiego ryzyka, nasze zaangażowanie stopniowo wygaszaliśmy - wyjaśnia Emil.
Część z inwestorów dokonała następnie redystrybucji tych środków na nasze własne produkcje filmowe - dodaje zaś Doda w rozmowie z Wirtualną Polską. Odczytuję to jako aprobatę dla naszych działań. Dzisiaj, patrząc retrospektywnie, przeczucie o zaniechaniu prac nad "Dywizjonem 303" było właściwe. Dzięki temu udało się zabezpieczyć kapitał inwestorów. W przeciwnym razie, analizując wyniki oglądalności tej produkcji należy wskazać, że zwrot z kapitału nie przekroczyłby - szacuję - 20 proc.
Emil wraz z pełnomocnikiem, mecenasem Sławomirem Trojanowskim, zapowiedzieli pozwanie Gazety Wyborczej.
Wygląda na to, że przyszłe miesiące małżeństwo Stępniów spędzi na sali sądowej. Przypomnijmy, że wciąż nie rozpoczęła się sprawa rzekomego wynajęcia przez Emila i Dodę gangsterów, którzy mieli "uciszać" Emila Haidara.