Kortez czyli Łukasz Federkiewicz od kilku lat uchodzi za jednego z najzdolniejszych artystów młodego pokolenia. Zanim rozpoczął karierę, pracował na budowie i jako ochroniarz w dyskoncie, odrzucono go też z Must be The Music. Kilka lat później udowodnił, że ma niezwykły talent. Na jego koncerty przychodzą tłumy fanów, którzy doceniają jego melancholijne i przejmujące piosenki. Niestety, w trakcie ostatniego występu Korteza doszło do niespodziewanej sytuacji, którą słuchacze zapamiętają na długo.
22 października artysta grał w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Widownia jak zwykle pękała w szwach, a bilety wyprzedano do ostatniego miejsca. Niestety, fani nie mogli się delektować koncertem w spokoju, bo w pewnym momencie opadły kurtyny przeciwpożarowe i rozległ się komunikat o ewakuacji.
Jak podaje Dziennik Zachodni, publiczność musiała opuścić budynek, pod który podjechały cztery strażackie wozy bojowe. Zziębnięci widzowie zostali ponownie wpuszczeni do teatru po kilkudziesięciu minutach, gdzie na zapleczu czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
Okazało się, że czujniki przeciwpożarowe włączyły się z powodu zbyt dużej ilości dymu scenicznego. Koncert wznowiono po 90 minutach. Nikomu nic się nie stało. Kortez krótko odniósł się do sprawy na Instagramie.
Ponoć za dużo dymu... - napisał.
Pod postem fani pocieszali wokalistę pisząc, że co prawda trochę zmarzli, ale koncert i tak był udany.
"Oj działo się ,ale potem już tylko cudowne przeżycia i już bez dymu", "Dziękujemy za "czadowy" występ", "Koncert genialny!" - komentowali.
Przedstawiciele Teatru Rozrywki opublikowali na Facebooku komunikat z przeprosinami, tłumacząc, że musieli uruchomić procedurę ewakuacji, bo "bezpieczeństwo widza to dla nich priorytet".
div id="dynacrems-adv-71065" style="width: 100%;">