Znacie lepsze miejsce na spotkanie z Jolą w różowych kozakach i jej starym, czarnym BMW? Naszych czytelników spotkała zabawna niespodzianka - na trasie zakolegowali się z Jolą Rutowicz "rypiącą na Warszawę". Poniżej narracja, warta przytoczenia w całości:
Jadąc ze znajomymi z Opola, zauważyliśmy na poboczu w lesie dwie kobiety - dokładnie w tym miejscu często można zastać panie lekkich obyczajów. Przejeżdżając bliżej zauważyliśmy jednak, że dziewczyny nie są w pracy. To była Jolanta Rutowicz z koleżanką. Jako że bardzo nas rozbawił fakt spotkania jej w tym miejscu, stwierdziliśmy, że musimy zawrócić i zrobić sobie z nią zdjęcie.
Kiedy podjechaliśmy bliżej, Jola pomachała nam jak stara znajoma, wtedy wyszliśmy z auta i poprosiliśmy o zdjęcie. Jola z wielką chęcią przystała na prośbę, dodając: "Rozumiem was, w końcu nie zawsze jest taka rewelacyjna okazja na zdjęcie!" Jola opowiedziała nam, że - cytuję dokładnie - "Właśnie wraca ze szpitala, ponieważ była u jakiegoś chorego chłopca z fundacji "Mam marzenie", czy coś takiego a jego marzeniem było ją spotkać". Mówiąc to była z siebie bardzo dumna. Powtarzała, że się spieszy bo "rypie na Warszawę", więc jej nie zatrzymywaliśmy, choć zamieniliśmy jeszcze parę słów. Sprawiła wrażenie miłej osoby, ale czuć było jej infantylność - nie jest udawana. Do śmiechu doprowadzały nas również jej różowe dodatki - piórka przy kluczach, kozaki, wisiorek pod lusterkiem, różowo-czarne długaśne pazury, itp. Jej koleżanka przez cały czas siedziała w samochodzie.
No i trafiliście na Pudelka. To chyba idealne zakończenie tej wycieczki ;)
Pozdrawiamy!