W ubiegłym tygodniu premierę miała książka Kuby Wojewódzkiego o nieco przewrotnym tytule Nieautoryzowana autobiografia. Kuba zapowiadał, że lektura dla wielu będzie szokiem, ale, jak mogliśmy się spodziewać, skończyło się na kiepskiej pisaninie szokującej chyba tylko gimnazjalistów. Czyli właściwie największą grupę fanów "króla TVN-u".
Autobiografia Wojewódzkiego pełna jest taniej sensacji i przechwałek na temat rzekomych romansów, jakie Kuba miał z żeńską połową gwiazd w show biznesie. Niestety, o pewnych rzeczach Kuba jakoś nie napisał: 10 tematów, które chcielibyśmy przeczytać w biografii Wojewódzkiego, a których nie przeczytamy (ZDJĘCIA)
Wojewódzki opisał w autobiografii także znajomość (czy nawet przyjaźń) z Michałem Figurskim. Dziennikarz trzy lata temu przeszedł wylew, w wyniku którego trafił do szpitala i siłą rzeczy zrezygnował z obowiązków zawodowych. Niestety, Kuba jakoś nie afiszował się z pomocą cierpiącemu koledze, można nawet podejrzewać, że ograniczył ją do minimum.
Teraz Figurski bezlitośnie wyśmiał pisarskie próby Wojewódzkiego, kpiąc, że autobiografia bardziej przypomina kronikę towarzyską niż wartościowy opis życiowych zakrętów. We wpisie na stronie internetowej Anywhere Figurski natrząsa się z Kuby, że ten udowadnia światu własną wielkość kosztem naśmiewania się z innych oraz na siłę próbuje zgrywać intelektualistę, używając obcych zwrotów i barwnych przymiotników. Jak wynika z wpisu Figurskiego, na co dzień Wojewódzki jest o wiele mniejszym "intelektualistą":
Zawsze wolałem kumpli od pochlebców, ale nie mnie oceniać Twój gust tak bardzo zawiedziony wizytą w moim domu - pisze. Wybacz, że podejmowałem Cię w salonie, gdzie książki nie służyły za fototapetę, bo zawsze uważałem, że są do czytania, a nie pokazywania i cytowania - taki drobny, różniący nas niuans leksykalny, jakich między nami wiele. Jadalnia - nie biblioteka, mieszkanie - nie apartament, samochody - nie fury, kobiety - nie lachony, pieniądze - nie worki hajsu, robota - nie kariera, radiowy poranek - nie rzekoma polityczna misja, wspólny interes, a nie megalomania.
Dalej Figurski opisuje, że mimo różnic stworzyli "największą w historii radiową rozpierduchę w rytm rock'n'rolla".
Być może trwalibyśmy tak przy sobie jeszcze długo, bo naprawdę fajnie było i naprawdę było warto, ale w myśl starej zasady, że najlepszym lekarstwem na udany związek jest ZDRADA, udało się to wszystko skutecznie rozpieyć* - wspomina. Pewnie pamiętasz, że tego wieczoru, kiedy u mnie gościłeś, na koniec spotkania radośnie wstawieni obrzucaliśmy się śmieciami. Szkoda, że lata lecą, a nas dalej bawią te same zabawy, tylko śmiechów jakoś nie słychać. Dzisiaj piszesz o moim życiowym upadku, ale nic nie udowadnia niesłuszności tej tezy bardziej, niż głośny wku*w zorientowany na ludzi u boku, u których i dzięki którym dziś swoje sukcesy osiągam w życiu osobistym i zawodowym.
Tekst kończy ironiczna puenta, że w książce Figurskiego jego były przyjaciel nie znajdzie się ani pod literą "W", ani nawet pod... "CH":
P.S. Na zakończenie dodam, że jako Twój zawistny cień i wór, który, jak zawsze powtarzałeś, dźwigałeś przez lata, też popełniam autobiografię, w której opisuję choroby, z którymi przez lata przyszło mi się zmagać. Przykro mi, ale jestem zmuszony Cię poinformować, że mimo całej mojej do Ciebie ogromnej słabości, sympatii i sentymentu, nie znajdziesz się w niej pod literą "W", ani nawet pod "CH".
Czekacie na książkę Michała?