Emmanuel Macron wraz z głowami państw największych światowych potęg, jak Stany Zjednoczone, Niemcy czy Wielka Brytania, świętował w niedzielę w Paryżu stulecie rozejmu, który zakończył I wojnę światową 11.11.1918 o godzinie 11:00. Korzystając z obecności Donalda Trumpa i uwagi międzynarodowych mediów, prezydent Francji zaapelował do zgromadzonego tłumu, aby nie ulegał egoistycznym pokusom, które stawia przed nimi ideologia nacjonalistyczna.
Patriotyzm jest całkowitym przeciwieństwem nacjonalizmu. Nacjonalizm jest zdradą patriotyzmu. Mówiąc: "nasz interes przede wszystkim, nie obchodzi nas co stanie się z innymi", niszczymy coś najcenniejszego, co naród może posiadać, coś co daje mu życie, coś, co pozwala mu być wielkim, coś co jest najważniejsza: jego wartości moralne.
Przemówienie Macrona, który od początku swojej prezydentury jest jednym z najbardziej wokalnych przeciwników faszystowskich tendencji w Europie, zostało odebrane jako wyjątkowo odważne, szczególnie, że obecny na uroczystościach Donald Trump sam w przeszłości określał się mianem "dumnego nacjonalisty" i do dziś forsuje politykę izolacjonizmu pod hasłem "America first".
Prezydent Francji dodał jeszcze, że pojawiające się obecnie ugrupowania nacjonalistyczne, mogą stanowić realne zagrożenie i nie powinny być ignorowane:
Stare demony powracają. Są gotowe, aby zasiać chaos i śmierć. Historia grozi powrotem na swoje stare tory i zniszczeniem naszej nadziei na pokój.
Poza przemową gospodarza uroczystości, cały świat skupił się także na mowie ciała pomiędzy liderami mocarstw. Przede wszystkim na uśmiechy i "okejki" wymieniane między Trumpem, a Władimirem Putinem, oraz na mimikę pierwszej damy Francji, która sugerowała jej głębokie niezadowolenie, kiedy została umieszczona obok rosyjskiego przywódcy.