Minęło już pięć lat odkąd samochód prowadzony przez Piotra Adamczyka stoczył się do rowu w okolicach Zamościa. Aktor nie odniósł obrażeń, ale siedząca w fotelu pasażera Weronika Rosati doznała skomplikowanego złamania nogi.
Początkowo bagatelizowała swoje obrażenia, nawet na własna prośbę wypisała się z zamojskiego szpitala i wróciła do Warszawy. To był jednak dopiero początek kłopotów. Kiedy pięć operacji później Rosati zorientowała się, że noga wciąż nie wróciła do dawnej sprawności, naprawdę się przeraziła.
W wywiadzie wyznała, że przez kontuzję straciła wiele szans zawodowych, prawdopodobnie nigdy w życiu nie zagra już w tenisa, za to ćwiczenia rehabilitacyjne będzie musiała wykonywać jeszcze przez długie lata.
Zobacz:Rosati: "Przez ostatnie półtora roku musiałam przejść 5 operacji. MÓJ ZWIĄZEK TEGO NIE PRZETRWAŁ"
Na dodatek ubezpieczyciel Adamczyka uparcie zwlekał z wypłatą odszkodowania. W tej sytuacji aktorka zdecydowała się złożyć zawiadomienie do prokuratury. W specjalnym oświadczeniu podkreśliła, że nie robi tego na złość Adamczykowi, tylko dlatego, że nie ma już innego wyjścia, bo ubezpieczyciel najwyraźniej liczy na przedawnienie sprawy.
Informuję, że wniosek o ukaranie był formalną koniecznością, by ubezpieczyciel mógł rozpocząć finansowanie koniecznego leczenia - wyjaśniła. Leczenie ze względu na poważny charakter urazu nadal trwa i wymaga nie tylko sporych wysiłków, ale i dalszego pokrywania kosztów.
Show biznes jednak zapamiętał to inaczej i do Weroniki przylgnęła opinia osoby, która pozwała swojego byłego chłopaka. Rosati postanowiła po raz kolejny wyjaśnić, jak to naprawdę było.
To, że pozwałam mojego byłego partnera, to jest nieprawda - zapewnia w Super Expressie. Nigdy w życiu nie pozwałam go! A pozwałam, co jest chyba normalne, a właściwie po prostu poszłam do ubezpieczyciela po odszkodowanie i zapewnienie mi zwrotu kosztów leczenia, które będzie musiało trwać do końca życia. *Niestety, żeby to osiągnąć, musiała być sprawa karna. *