Minione pięć lat było bardzo trudne dla Moniki Jaruzelskiej. W maju 2014 roku zmarł jej tata, komunistyczny dygnitarz, odpowiedzialny za wprowadzenie stanu wojennego, generał Wojciech Jaruzelski. Jego odejście przebiegło w atmosferze skandalu. Żona oskarżyła dziewięćdziesięcioletniego, ciężko schorowanego męża o romans z gosposią i groziła rozwodem. Ostatnie miesiące życia taty upłynęły Monice na próbach załagodzenia napiętej sytuacji między rodzicami i tuszowaniu skandalu w mediach.
Zobacz: Monika Jaruzelska: "ROZWÓD ODWOŁANY!"
Barbara Jaruzelska zmarła niemal równo trzy lata po mężu, 29 maja 2017 roku, trzy dni po Dniu Matki. W najnowszym wywiadzie dla Vivy Monika wspomina, jak spędziły ostatnie dni życia mamy.
Przyniosłam bukiet bladoróżowych kwiatów, coś słodkiego. Siedziałyśmy w ogrodzie - wspomina. Mama już nie była w dobrej formie intelektualnej, trochę niedosłyszała. Mówiłyśmy jak zawsze o psach, kwiatach na klombie. Martwiła się, że peonie nie kwitły, a były to jej ulubione kwiaty. Miłe, dobre spotkanie. Następnego dnia mama miała badania i wszystko było w porządku. A *nazajutrz po śniadaniu zmarła. *
Jak wspomina Jaruzelska, była to jedna z tych śmierci, którą ludzie nazywają dobrą - we własnym domu, bez szpitalnej aparatury, kroplówek, za to z ukochanym psem.
Piła herbatę, jadła ulubioną "góralkę", to taki wafelek. Był poniedziałek. Mój syn Gustaw wyjechał na zieloną szkołę, a ja miałam jechać na kilka dni na Mazury, do miejsca, w którym najbardziej się regeneruję. Rano zadzwoniła mamy opiekunka, powiedziała, że wszystko dobrze, że szykuje mamie leżak, żeby posiedziała na słońcu. I za piętnaście minut drugi telefon, że mama nie żyje… - ujawnia Monika. Zmarła w swoim domu, w swojej kuchni, ze swoim ukochanym psem przy nogach. Jeśli można mówić o dobrej śmierci, to była dobra śmierć.
Monika Jaruzelska jest jedynaczką, więc opieka nad rodzicami spadła w całości na jej barki. Z pewnością sytuacja, gdy w odstępie zaledwie trzech lat traci się oboje rodziców, nie mając nikogo, z kim można podzielić ten ból, jest trudna. Towarzyszenie ojcu w kilkumiesięcznym umieraniu także musiało być ogromnym wyzwaniem.
Po jego śmierci poczułam się uwolniona od lęku o jego śmierć. Już umarł, więc drugi raz to się nie stanie - wspomina Jaruzelska w Vivie. Czułam, że jestem uwolniona od jego umierania. Pół roku był w szpitalu, ostatnie dwa tygodnie to była agonia. Po jego śmierci poczułam ulgę, że już się nie męczy. Byłam z nim do ostatniej chwili. Śmierć mamy mocniej przeżyłam, mimo że z ojcem byłam bardziej związana. Głupio mi o tym mówić, bo prawdziwe tragedie są wtedy, kiedy umierają ludzie młodzi, zostawiają dzieci. A ty tu wyciągasz starszą panią na zwierzenia o śmierci 90-latków…
Na szczęście w końcu zaczęło się układać. Monika Jaruzelska w jesiennych wyborach samorządowych dostała wybrana do Rady Warszawy, jako jedyna osoba związana z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Odnalazła też swoją dawną miłość i podobno planuje nawet ślub, jednak najwyraźniej nie chce zapeszać.
Odpowiem jak Władimir Putin na konferencji, gdy dostał podobne pytanie: Kocham i jestem kochana - przyznaje Monika. I na tym zakończmy naszą rozmowę.