Znamy już chyba powód przygnębienia Ani Muchy na opublikowanych przez nas wczoraj zdjęciach. Na swoim blogu zwierzyła się właśnie, że została oszukana przez naciągaczy. Przykra sprawa, bo uczy, żeby nie pomagać obcym ludziom w potrzebie:
Nazywajcie mnie naiwniaczką, głupiutką panienką - pisze Mucha. Należy mi się. Ale i tak wole to niż utracenie wiary, że może jednak zrobiłam dobrze… Choć, dziś jest mi przykro.
Trzy dni temu, wieczorem zaczepił mnie roztrzęsiony mężczyzna. Potrzebował pomocy. Powiedział, że właśnie go okradziono, że wybito mu szybę w samochodzie, że skradziono mu dokumenty, laptopa. Za jego plecami stała kobieta i chłopiec (!), chyba już trzynastoletni... opowiedział mi o cukrzycy swojego dziecka, o tym, że przyjechali spod Iły (gdzie do cholery jest Iła?!), o swoim roztargnieniu i nieszczęściu. Przedstawili się i dali swój nr telefonu, poprosili o pożyczkę. Na benzynę, na powrót do domu...
Wysłuchałam. Nie miałam przy sobie gotówki. Poszłam do bankomatu... Obiecali, że następnego dnia oddadzą pieniądze. Że zostawią w umówionym miejscu. Poprosili o autograf... Pożegnaliśmy się życząc sobie szczęścia... Minęły trzy dni. Możecie w to nie uwierzyć, ale ja naprawdę chciałam, żeby okazali się uczciwymi ludźmi... Nazywajcie mnie naiwniaczką. Ale mimo wszystko wolę to niż utracenie wiary... Choć się zawiodłam...
Niech Ania odżałuje te pieniądze. Ludzie, którzy uciekają się do tak upokarzającego sposobu na zarabianie, są po przejściach, życie ich lekko nie traktowało.