Joanna Kulig spędza ostatnio dużo czasu w Stanach Zjednoczonych, promując film Pawła Pawlikowskiego Zimna wojna. Producentom zależy na nominacji do Oscara co najmniej w kategorii filmu nieanglojęzycznego, więc muszą zadbać o odpowiednią frekwencję w kinach, pokazy na festiwalach oraz o to, by film obejrzało jak najwięcej członków Akademii Filmowej. Na szczęście Kulig, będąca obecnie w ósmym miesiącu ciąży, czuje się na tyle dobrze, by błyszczeć na czerwonych dywanach.
Przez telefon donosi o swoim samopoczuciu zaniepokojonej rodzinie.
Odzywa się regularnie i opowiada, co się u niej dzieje - ujawnia w rozmowie z Faktem krewny aktorki. Wszędzie ją chwalą, a ona musi się uśmiechać. To jest dość stresujące. Gdy do nas dzwoni, to się rozluźnia, dzieli się troskami. Wyniosła to z domu. Nas było z rodzicami siedmioro i zawsze jeden dbał o drugiego. Joasia po prostu taka jest, martwi się o nas.
Na razie największą troską Joanny jest to, że może nie zdążyć wrócić do Polski przed porodem. Lekarze z reguły odradzają podróże samolotem, szczególnie na długich dystansach, w trzecim trymestrze ciąży, a już zupełnie wykluczają lot po 36. tygodniu ciąży.
W tej sytuacji Kulig zaczęła rozważać poród w jednej z klinik w Los Angeles, być może w tej samej, w której rodziła Weronika Rosati.
Jak potem zapewniała Rosati, nie wyszło nawet drogo, bo należy do amerykańskiego związku zawodowego aktorów, więc większość kosztów pokryła firma ubezpieczeniowa.
Ostatnio długo o tym rozmawiały - ujawnia w rozmowie z Fleszem znajomy obu aktorek. Weronika *bardzo namawiała Joasię do podjęcia tej decyzji. *