Nikt się chyba nie spodziewał, że w finale tej edycji Tańca z gwiazdami nie zobaczymy Marty Żmudy-Trzebiatowskiej i jej promotora, Adama Króla. Decyzja widzów była o tyle zaskakująca, bo kompletnie inna od zapatrywań jury.
Sędziowie od samego początku faworyzowali Żmudę, zasypując ją komplementami i praktycznie tytułując ją zwyciężczynią tej edycji. Wodecki wczoraj posunął się nawet do stwierdzenia: _**Adam, nie pozwalaj sobie, żeby ktoś odebrał ci ten sukces, bo to jest twoja zasługa, że Marta tak tańczy.**_ Jak widać, taka propaganda tylko im zaszkodziła.
Zadziałał chyba podobny mechanizm, co w przypadku finału z udziałem Steczkowskiej i Guzik – widzowie głosowali na osobę, której nie sprzedawano im tak nachalnie.
Nikt nie spodziewał się też, że znów największą sympatię widzów zdobędzie Agata Kulesza w parze ze Stefano. Jury słodziło Żmudzie i Królowi, jednak w głosowaniu SMS-owym to właśnie aktorka z Heli w opałach była bezkonkurencyjna, co potwierdziło tylko jej trwającą od kilku odcinków dobrą passę. Mina "faworytki" Marty i jej partnera mówiła sama za siebie – byli pewni, że wygraną całego programu mają już w kieszeni. Mimo że później zapewniali, że wcale nie byli zaskoczeni, ich smutne oczy mówiły wszystko. Ale czemu się dziwić, z takim podejściem? Król przecież sam przyznał, że ten program to dla niego "gra o życie".