Choć Maciej Maleńczuk w zasadzie od początku swojej kariery uznawany jest za artystę, który głośno wypowiada swoje zdanie, wydaje się, że ostatnio wyjątkowo upodobał sobie kwestie polityczne. Artysta od paru lat bierze czynny udział w manifestacjach, między innymi przeciwko reformie sądów czy wypowiedzeniu przez rząd Prawa i Sprawiedliwości konwencji antyprzemocowej. W grudniu 2016 roku piosenkarz pojawił się na jednym z dwóch protestów odbywających się na krakowskim rynku. To właśnie wtedy doszło do incydentu z 27-letnim Łukaszem Koniecznym, którego artysta rzekomo zaatakował.
Niestety relacje Maleńczuka i Koniecznego z feralnego zdarzenia znacznie się różnią, co bez wątpienia przeciąga sprawę. Według poszkodowanego studenta, wokalista miał wyrwać mu trzymany w ręce plakat antyaborcyjny i uderzyć go w twarz. Prawnicy działacza powołują się na fakt, że muzyk przyznał się do pobicia na portalu społecznościowym w jednym ze swoich postów, który następne usunął, podobnie jak caly swój profil. Zaś równolegle, artysta zarzucił 27-latkowi znieważenie podczas demonstracji Komitetu Obrony Demokracji, która odbywała się w tym samym czasie i miejscu co manifestacja fundacji Pro - Prawo do Życia. Piosenkarz twierdzi, że aktywista w żaden sposób nie został sprowokowany, a użyte przez niego słowa znajdują się "wysoko w hierarchii obelżywości" i to nie jedynie w jego odczuciu, ale również w "świetle dominujących w społeczeństwie ocen i norm obyczajowych"
Co ciekawe, sprawa wytoczona przez Maleńczuka szybko została umorzona przez sąd. Okazało się, że Łukasz Konieczny został uznany za… niepoczytalnego, ale tylko w sprawie wytoczonej z powództwa muzyka.
To samo zdarzenie, te same osoby, a jedna została uznana za niepoczytalną i nie poniesie odpowiedzialności za swoje zachowanie, ale w drugiej sprawie ta sama osoba ma znaczne oczekiwania finansowe w postaci zadośćuczynienia - komentuje w rozmowie z Gazetą Wyborczą pełnomocnik Maleńczuka. Dodaje: Prowokowanie nie tylko poprzez epatowanie okrutnymi zdjęciami poszarpanych ciał, ale i za pomocą słownej agresji pozostaje poza karalnością. Próba odparcia ataku zaś jest przedmiotem już dwuletniego procesu karnego.
Prawnicy działacz pro-life za naruszenie jego nietykalności cielesnej żądają od artysty wpłaty aż 100 tys. zł na organizację pro-life i 10 tys. zł dla samego poszkodowanego.
Myślicie, że ta uda im się w końcu dogadać?