Koleżanki Marty Żmudy-Trzebiatowskiej z jej rodzinnego Przechlewa (liczącej 3 tysiące mieszkańców wsi na Kaszubach) nie wspominają jej najlepiej:
Dawała odczuć, że uważa się za lepszą od innych, bo jest z nauczycielskiej rodziny. Zadzierała nosa - wspomina Martę jej rówieśnica w rozmowie z Twoim Imperium. I miała ku temu powody. Ojciec jeździł na saksy do Niemiec, dorobił się, później zajął się polityką. Dzieci zazdrościły jej zabawek, a ją to bawiło. Na szczęście nie musimy się za nią wstydzić. I obyśmy nigdy nie musieli.
Na warunki Przechlewa, które sami mieszkańcy nazywają "dziurą" kariera Marty to jak scenariusz bajki o Kopciuszku. Wszyscy to przyznają:
Dobrze, że się tej dziewczynie udało - mówi dziennikarzom ekspedientka w sklepie spożywczym. Tutaj mogłaby zostać co najwyżej pracownicą urzędu gminy, to pewnie bez trudu załatwiłby jej ojciec, albo klepać biedę.
I dobrze że nie wstydzi się miejsca, w którym się wychowała i często wspomina o nim w wywiadach - dodaje przepytana przed kościołem staruszka.
Cóż, na pierwszy rzut oka widać że Marta jest raczej zimną osobą i patrzy na ludzi z góry, ale w zdrowych proporcjach to chyba nic złego. Dopóki nie będzie udawała słodkiej przyjaciółki wszystkich jak Kasia Cichopek. Bo wtedy to jest irytujące.