W przypadku Justina Timberlake'a można mówić o prawdziwym pechu. Nie dość, że jego ostatni album, Man of the Woods, okazał się najsłabiej sprzedającym krążkiem w karierze, to jeszcze piosenkarz zmuszony był niedawno opuścić cenę swojego nowojorskiego apartamentu aż trzy razy, aby po okresie dziewięciu miesięcy wreszcie znalazł się nabywca.
Niestety, to nie koniec kłopotów muzyka: w czwartek Timberlake opublikował na swoim profilu instagramowym ogłoszenie, w którym przeprosił fanów za odwołanie wszystkich koncertów, które miał dać do końca roku. Okazuje się, że -podobnie niegdyś Adele - artysta boryka się z chorymi strunami głosowymi, co uniemożliwia mu występy na żywo. 37-latek ogłosił, że robi wszystko, co w jego mocy, aby jak najszybciej wrócić na scenę.
Hej, ludzie, pewnie już słyszeliście, że musiałem odwołać kilka koncertów z powodu problemów ze strunami głosowymi - napisał na Instagramie. Moje struny głosowe goją się, ale nie wróciły jeszcze w pełni do normy, dlatego moi lekarze chcą, żebym zadbał o swój głos i zrobił przerwę w śpiewaniu.
Specjaliści odradzili Justinowi dawanie koncertów w najbliższym czasie i zalecili mu branie sterydów. Gwiazdor podziękował za wparcie i obiecał, że niebawem wróci na scenę "silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej".
Poprosili mnie, żebym nie śpiewał do następnego miesiąca. Jest mi naprawdę przykro. Chcę wrócić na scenę i robię wszystko, co mogę, aby się tam szybko dostać. Dziękuję za zrozumienie. Widzę wszystkie wasze posty i doceniam wsparcie oraz miłość. Z niecierpliwością czekam na powrót - silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Niedługo zdradzę Wam więcej szczegółów w sprawie przesuniętych dat koncertów - zakończył.