Kolejny dzień, kolejny rozdział sądowej batalii Harveya Weinsteina. Jeden z najbardziej wpływowych producentów Hollywood został oskarżony o gwałt i molestowanie przez zatrważającą liczbę osób. Sama skala i zbieżność zeznań sugerować by mogły, że filmowy potentat z pewnością pójdzie siedzieć, jednak cała sprawa stanęła obecnie pod znakiem zapytania i to głównie przez jedną osobę, próbującą wypłynąć na aferze z Weinsteinem.
Jak donosi portal Daily Mail, obrona producenta dotarła do maili i dokumentacji sugerujących, że kobieta oskarżająca Weinsteina o gwałt pierwszego stopnia, gwałt drugiego stopnia oraz molestowanie seksualne dobrowolnie utrzymywała z nim kontakt już po rzekomych przestępstwach. Oskarżycielka miała w mailach do swojej przyjaciółki pisać, że Weinstein jest najgrubszą rybą w Hollywood, oraz że ma piękne oczy i uśmiech. Przyjaciółka kobiety również zeznała, że chwaliła się ona relacją z Weinsteinem, a także, że producent miał całkowitą zgodę oskarżycielki na odbycie z nią stosunku. Co więcej, w dzień, do którego miało dojść do rzekomego gwałtu, firma Weinsteina wysłała "ofierze" zaproszenie na premierę filmu, które rzecz jasna zostało przyjęte.
Wygląda więc na to, że przyłapując jedną z oskarżycielek na kłamstwie, obrona Weinsteina będzie teraz próbowała podważyć zeznania wszystkich innych zarzucających producentowi czyny niedozwolone. O wątpliwych zamiarach części osób pozywających wpływowych mężczyzn Hollywood mówiło się już od dłuższego czasu, jednak tak oczywisty dowód podsuwa seksualnym predatorom sposób na unikanie sprawiedliwości, co musi być przerażającą perspektywą dla wszystkich kobiet faktycznie przez nich skrzywdzonych.
Jak sądzicie, czy fałszywe oskarżycielki własnoręcznie zatopią cały ruch #metoo?