Marek Jackowski i Kora poznali się ponad 30 lat temu i założyli jeden z najsłynniejszych polskich zespołów. Ona pisała teksty i śpiewała, on komponował i grał na gitarze – tak powstał wyjątkowy styl Maanamu. Mimo że ich małżeństwo nie przetrwało, przez wiele lat łączyła ich wspólna praca. Nagle jednak Kora postanowiła zrezygnować ze współpracy. Marek jest tak rozżalony, że postanowił opowiedzieć wszystko na łamach Faktu...
Pierwsze problemy pojawiły się ponad roku temu: Kora przestała przysłać mi teksty swoich nowych piosenek, więc moje komponowanie szło w próżnię. Muzyka i tekst są przecież ze sobą połączone, nie można tworzyć jednego bez drugiego.
Potem w zespole było tylko gorzej. Podczas koncertu w Krakowie Jackowski spadł z wysokości dwóch metrów, a gitara wbiła mu się w żebra. W trakcie upadku muzyk złamał też prawa rękę i pogruchotał kości w lewej stopie. Na jego miejsce zatrudniono tymczasowo innego gitarzystę, po powrocie lidera zespołu wszystko miał wrócić do normy. Kora wykorzystała nieszczęśliwy wypadek, by wywalić byłego męża z zespołu.
Do zdrowia dochodziłem 3 miesiące. Gdy wyzdrowiałem i byłem gotowy do powrotu dostałem od menedżera zespołu Kamila Sipowicza [obecnego faceta Kory] wiadomość, że mój przyjazd jest zbędny – żali się Jackowski. Kora zdecydowała, że gitarzysta, który mnie zastępował, zostaje i dalej będą występować jako Kora i zespół. Wtedy zrozumiałem, że to już koniec! Sprawdziło się powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.