W przyszłym roku minie okrągłe dziesięć lat od kiedy Kesha szturmem podbiła świat muzyki pop, kreując się na lekko zabrudzoną i wyjątkowo zblazowaną dziewczynę. Jej debiutancki singiel brzmiał w niemal każdym klubie tanecznym, a na następne hity i kolaboracje też nie trzeba było długo czekać. Dziś trudno jednak trudno uwierzyć, że niegdyś Kesha była uważana za potencjalną konkurencję dla takich gwiazd jak Lady Gaga czy Katy Perry, z którymi weszła na scenę niemal w tym samy czasie. Okazało się bowiem, że kariera wokalistki została zbudowana na niezwykle brutalnej i niezdrowej relacji artystki z producentem Dr Luke'iem. Próbując odciąć się od jego destrukcyjnych wpływów, Kesha niestety musiała zdecydować się na zastopowanie rozwoju zawodowego, gdyż, jak można się było tego spodziewać, skompromitowany menadżer dołożył wszelkich starań, aby świat muzyki na dobre zapomniał o jego byłej podopiecznej.
Na konflikcie z wpływowym producentem ucierpiała nie tylko reputacja, ale też zdrowie psychiczne piosenkarki. Cały świat obserwował jej dramatyczny wzrost wagi oraz coraz bardziej niedbałe stylizacje. Na całe szczęście od kilkunastu miesięcy Kesha wydaje się wracać do poprzedniej formy. Piosenkarce udało się wypuścić na rynek nowy krążek, jak również użyć medialnej platformy, aby nagłaśniać problemy, z którymi muszą zmagać się amerykańskie kobiety.
Opuszczając w sobotę Los Angeles, gdzie wręczała stypendia podczas gali The Hollywood Reporter's Power 100 Women In Entertainment, piosenkarka została przyłapana przez paparazzi podczas wkraczania na słynne lotnisko LAX. Jak widać Kesha pozostała wierna stylowi nastolatki, który tym razem przejawił się w pantoflach z kotami, poszarpanym "na buntowniczkę" t-shircie, w którego dziurach można było obejrzeć stanik celebrytki, oraz ogromną kurtkę w kolorze pudrowego różu z błękitnym, kudłatym kołnierzem i pomponami wiszącymi z tyłu kreacji. Można przypuszczać, że Kesha bawiła się w Los Angeles całkiem dobrze, sądząc po jej zaspanych oczach oraz równie nieobecnym spojrzeniu jej partnera, Brada Shenfeltera.
Czekacie na jej następny album?