Przy okazji "afery z gejami" w TVP oberwało się także Tomaszowi Lisowi. Zaprosił do swojego programu Raczka i Szczygielskiego, a zarząd postanowił sprawdzić wszystkie kontrakty, które kiedykolwiek dla nich realizował. Cóż, nawet zła motywacja może być dobrą okazją do racjonalizacji kosztów. Lis zarabia w końcu kilkaset tysięcy miesięcznie. Mógłby trochę mniej, szczególnie że gospodarka zwalnia.
W opublikowanym w dzienniku Polska artykule Lis staje w swojej obronie. Twierdzi, że Telewizja Polska nie tylko na nim nie straciła, ale jeszcze zarobiła:
Mój program zarobił już dla TVP kilkanaście milionów złotych (to czysty zysk, podkreślam) – pisze o sobie w Polsce. Informuję też, że od sześciu lat żaden program publicystyczny nie miał większej oglądalności ani większych udziałów w rynku. Informuję również, że ponad 3 mln 200 tys. widzów, a jest to średnia mojego programu, to około półtora miliona więcej od następnego w rankingu programu publicystycznego.
Jasne, to bardzo możliwe. Ale czy sukces rynkowy usprawiedliwia każdy poziom zarobków? W TVN-ie za pozyskanie takiej samej widowni Lis zarobiłby 3 razy mniej. TVP chyba za słabo dba o swoje interesy.