W Danielu M. można zauważyć wiele sprzeczności. Po doniesieniach mediów, jakoby miał się awanturować z cieżąrną żoną na progu domu, w którym dodatkowo przechowywał znalezioną później przez policjantów marihuanę, początkowo zapadł się pod ziemię, a potem nawet skasował konto na Facebooku. Można było odnieść wrażenie, że raczej będzie chciał szybko o sprawie zapomnieć i skłonić do tego samego media, ale tak się nie stało. Najpierw uderzył w małżonkę na przywróconym koncie na Facebooku. Zasugerował, że jest uzależniona od seksu, wrobiła go w dziecko, a do ślubu doszło tylko przez naciski rodziców.
Po ponownym usunięciu profilu uaktywnił się na Instagramie, gdzie najpierw zapewnił, że nie "tknął Eweliny piórkiem", później jednak znów chciał ją skompromitować, informując, że to ona "poderwała" go w Internecie, czego się podobno wstydzi. Przy okazji pochwalił się zainteresowaniem, jakim w ostatnich dniach cieszy się jego profil.
O czym donieśliśmy wczoraj, Daniel postanowił jednak odciąć się od rodzinnej dramy i ukryć w Warszawie. Dystansowanie się od afery wychodzi mu jednak raczej średnio. W sobotę pokazał na InstaStories screena rozmowy z żoną, w której małżonkowie licytują się na to, kto... jest większym nimfomanem. Rozmowa pochodzi z kwietnia i w głowie Daniela ma być najpewniej tym słynnym "dowodem", którym groził byłej (?) ukochanej.
Kilka godzin później Daniel poinformował jednak, że to nie jego rozmowa z żoną, a dialog jaki prowadziła z "niejakim Przemkiem". Nadążacie za nim?