Przemysław Kossakowski od kiedy związał się z Martyną Wojciechowską, szybko przeskoczył rangą z nieznanej nikomu gwiazdki TTV do pierwszej ligi show biznesu. Podróżnik stara się wykorzystywać swoje pięć minut najlepiej jak umie, na przykład dzieląc się doświadczeniami, przekazując nabytą wiedzę czy przypominając fanom o przemijaniu.
Podczas otwarcia Góralskiego Browaru w Centrum Handlowym w Zakopanem, Przemek pojawił się jako gość specjalny wydarzenia. Kossakowski opowiadał zgromadzonym gościom nie tylko o swoich dalekich podróżach, ale także o tatuażach, których - jak sam przyznał - dziś żałuje:
Nie mam pojęcia, dlaczego zrobiłem sobie ten tatuaż. On miał być dużo mniejszy. Poprosiłem o wzór na klatce piersiowej z opcją zejścia na korpus. Moja tatuatorka Karolina powiedziała: 'Dobra, zrobimy to w cztery, pięć sesji'. Od tego czasu minęło półtora roku i nadal nie wiem, w którym miejscu jesteśmy. Ale na pewno nie jest to koniec, raczej dramat. Ja was bardzo przestrzegam przed tatuażami, nie róbcie sobie tego, ja już żałuję. Abstrahując od tego, że siedzi tam diabeł, to jeszcze strasznie uzależnia - mówił ze sceny.
Chłopak Martyny Wojciechowskiej narzekał nie tylko na długi proces tworzenia tatuażu, ale także na towarzyszący temu ból:
Tatuowanie okolic żeber czy sutków jest koszmarnie bolesne, a moja tatuatorka robi to jeszcze metodą kropek, więc jest to czasochłonne i generujące większy ból. Nie wiem, kiedy go skończymy. Czasami mam ochotę zabić Karolinę
Myślicie, że Przemek naprawdę nie spodziewał się, że wbijanie igły z tuszem pod skórę będzie nieprzyjemne?