Choć Agata Młynarska istnieje w polskim show biznesie już od przeszło dwudziestu lat, to zdaje się, że z roku na rok coraz lepiej się w nim odnajduje. Pomimo ciężkiej choroby i zmiany stacji, dziennikarka nie zwalnia tempa i wciąż spełnia się zawodowo, regularnie opowiadając o swoich zmaganiach z chorobę Leśniowskiego-Crohna przy każdej możliwej okazji.
Jednakże, jak się ostatnio okazało, Agata ma dość bycia celebrytką kojarzoną ze schorzeniem jelit, które ją dotknęło. W jednym z ostatnich wywiadów, prezenterka żaliła się, że wszyscy mówią tylko o jej chorobie, a ona stara się o niej zapomnieć.
Zdecydowała się zatem przerzucić na wywody dotyczące ingerencji w ciało za pomocą medycyny estetycznej. Jak donosi Super Express, Młynarska otwarcie przyznała się do tego, że od przeszło dwudziestu lat korzysta z… botoksu:
Robię botoks. Rzadko, bo raz w roku, może raz na cztery, pięć miesięcy. Uważam, że to wystarczająco - wyznała, dodając: Trochę bałam się po raz pierwszy. Ale muszę powiedzieć szczerze, moja pierwsza przygoda z botoksem miała związek ze zmarszczką między brwiami. Miałam taką podwójną okropną zmarszczkę. Fatalnie się z tym czułam. Podobno ona robi się od myślenia. Postanowiłam, że wolę na twarzy mniej myśleć, za to dobrze wyglądać. To było już ze 20 lat temu - zdradziła 53-latka.
Co ciekawe, nikt inny, jak młodniejący z roku na rok Krzysztof Ibisz miał w tym swój udział. To ponoć właśnie prezenter ostro skomentował przed laty wygląd Agaty, co popchnęło ją do odwiedzenia gabinetu medycyny estetycznej:
Księżniczko, ty chcesz z księciem być na scenie? Spójrz na siebie. Dno! - powiedział Krzysiek, gdy spotkał Młynarską w pracy.