Niezwykła kariera Bartłomieja M. z pewnością zapisze się w historii polskiej polityki, biznesu, a nawet show biznesu. O 29-letnim obecnie protegowanym Antoniego Macierewicza stało się głośno, gdy kilku zasłużonych oficerów poskarżyło się, że zostali zmuszeni do oddawania mu wojskowych honorów. Ówczesny szef MON nie tylko nie uznał tego za nietakt, lecz w nagrodę odznaczył swojego ulubieńca Złotym Medalem "Za Zasługi dla Obronności Kraju".
Antoni ma do Bartka sentyment, odkąd 12 lat temu dostrzegł niezwykłą inteligencję i potencjał siedemnastoletniego wówczas pomocnika aptekarza w Łomiankach. Od tamtej pory dba, żeby się ten talent nie zmarnował. Jak ujawnił na konferencji prasowej, mało kto w Polsce dorównuje Misiewiczowi intelektem.
Kiedy pod naciskiem prezesa Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego, Macierewicz został zmuszony do rozstania ze swoim ulubionym rzecznikiem, zatroszczył się o miękkie lądowanie dla pupila. Specjalnie dla Bartka stworzono całkiem nowe stanowisko w Polskiej Grupie Zbrojeniowej oraz cały dział "komunikacji z rządem". Dzięki temu Bartłomiej M. mógł pobierac 50 tysięcy złotych miesięcznej pensji, na którą, oczywiście, zrzucili się wszyscy podatnicy.
Niestety, ta kwota okazała się dla niego niewystarczająca, więc zaczął dorabiać sobie na boku. Jak ujawniło śledztwo CBA, na same tylko rekordowo drogie szkolenia dla pracowników wyprowadził z państwowej spółki 491 964 zł. Oczywiście, żadne szkolenia się nie odbyły. Następne 737 tysięcy PGZ wydała na nieistniejącą wystawę multimedialną w Kielcach oraz koncert Głos Wolności, który także okazał się wymyślony przez zdolnego 29-latka, przewyższającego, jak uważa Macierewicz, intelektem większość Polaków. Kolejne 3 miliony poszły na wypożyczenie na cztery dni monitorów po cenie dwukrotnie wyższej niż rynkowa cena zakupu.
CBA wstępnie szacuje wypracowane przez Bartłomieja M. straty na ponad 3,2 miliona złotych plus blisko pół miliona za fałszywe szkolenia. Jak ustaliła prokuratura, Bartek w międzyczasie pobrał także łapówkę w wysokości 90 tysięcy złotych. Skończyło się wnioskiem o tymczasowy areszt, ale nie wiadomo, jak to z nim będzie, bo za M. poręczył nie tylko Antoni Macierewicz, ale także sam Tadeusz Rydzyk.
Nieprawidłowości muszą być ścigane, to nie podlega dyskusji - zapowiada surowo były szef MON w telewizji Republika, ale z jego dalszej wypowiedzi wynika, że niekoniecznie powinno to dotyczyć wszystkich.
Jest oczywiście pytanie, na ile CBA i służby ścigające podjęły słuszne zatrzymania personalne - zaczyna lawirować były szef MON. Wiele osób mi mówiło, że zna Bartłomieja M. i trudno im wyobrazić sobie, aby był on nieuczciwy. Rozmawiałem w tej sprawie między innymi z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, który za niego poręczył.
Jak myślicie, co będzie dalej z karierą "Bartłomieja M."? Może znajdzie jakieś zatrudnienie u ojca Tadeusza?