Ewa Kasprzyk * lubi promować się na *"ikonę seksu" pań w dojrzałym wieku, choć w wywiadach chętnie zapewnia, że nie starała się o to stanowisko. Nigdy jednak nie ukrywała, że seks odgrywa w jej życiu ważną rolę, a już najlepiej uprawiany z młodszymi mężczyznami.
Z czasem stała się nieco bardziej dyskretna, ale ostatnio uznała, że zrobiło się nudno, więc wzięła udział w utrzymanej w stylistyce sado-maso kampanii reklamowej torebek.
Kojarzący się erotycznie wizerunek 62-letniej aktorki postanowiła wykorzystać Ilona Łepkowska i producenci trzeciej części Kogla mogla, obsadzając Wolańską w zawodzie "sex coacha" i promując film "napisaną" przez Barbarę książką Jak znalazłam swój punkt G. Jest to oczywista aluzja do rozmowy, która rzeczywiście sześć lat temu odbyła się w telewizyjnym studiu, podczas której Kasprzyk wyznała, że chętnie poddałaby się zabiegowi powiększenia punktu G.
Aktorka wraca do tego w najnowszym wywiadzie dla Gali.
Nagle stałam się naczelną ekspertką od tego tematu, bo zażartowałam, że gdyby w Polsce wprowadzono takie zabiegi, to ja chętnie. Wiesz, ile moich koleżanek zadzwoniło potem do mnie z pytaniami o szczegóły? - wspomina. No cóż ta etykietka "pani od seksu" funkcjonuje i nie mogę się jej wyprzeć. Na szczęście nie jestem jedyną aktorką, która się z tym kojarzy. Z drugiej strony lepiej kojarzyć się z seksem niż z geriatrią, prawda? Niestety, publiczne rozmowy o seksie budzą lęk, niepokój. A już kiedy kobiety mówi o nim swobodnie i z afirmacją, zakrawa to na skandal, bo przecież nam w pewnym wieku już nie wypada. Polska to jeden z nielicznych krajów, w którym wiek może być zarzutem. We Francji, Stanach czy Anglii kobiety ubierają się ta jak chcą. "Taka krótka sukienka? Taki dekolt? To przecież nie dla pani" - ile razy ja to słyszałam? Nic dziwnego, że moim ulubionym hasłem stało się: "Ewa, ty powinnaś czołgać się już w kierunku cmentarza"...
Kasprzyk zapewnia, że zna swoje ograniczenia i nie zamierza epatować wizerunkiem, który sama uzna za niestosowny.
Mam świadomość upływającego czasu - uspokaja. Nie jestem dzidzią-piernik, która robi dwa kucyki i paraduje ta po ulicy, ale nie pozwoliłam się tez wpisać przez narzucone przez społeczeństwo normy. Nie znam kobiety, która byłaby z siebie w pełni zadowolona. Coraz więcej dwudziestolatek wstrzykuje sobie botoks, uważają, że to nie głowa, lecz ciało jest najważniejsze. Ja zaakceptowałam siebie, żartuję, że są kobiety ode mnie ładniejsze i mądrzejsze, ale też brzydsze i głupsze. Nie jestem niewolniczką diety. Jeśli mam ochotę na ciastko z malinami, to je jem. Wierzę w moc hormonów szczęścia, które uwalniają się, gdy człowiek czuje się dobrze. Słucham swojego organizmu, odpowiadam na jego potrzeby, oczywiście zachowując zdrowy rozsądek.