Kilka dni temu na autostradzie A1 doszło do poważnego wypadku z udziałem prezenterki telewizji publicznej Anny Popek. Jak ujawniła w rozmowie z Super Expressem, *tak się spieszyła do pracy, że omal nie przepłaciła tego życiem. *
O 16.00 powinnam już być w studio. Śpieszyłam się, żeby być odpowiednio wcześniej i doszło do kolizji z innym samochodem, który jechał na równoległym pasie - wspomina prezenterka. Wszystko wyglądało naprawdę groźnie, wypadek mógł skończyć się śmiercią... Kilkaset metrów hamowałam, żeby zatrzymać auto na poboczu, wybuchły wszystkie poduszki, w środku czuć było smród spalonych opon i uczucie zupełnej bezwładności i niepewność, w którą stronę to wszystko się potoczy i czy dobrze się zakończy.
Jak przyznaje Popek, było w tym trochę jej winy, bo wsiadła za kierownicę w stanie emocjonalnym, w którym absolutnie nie powinna była tego robić. Ale zrobiła i stworzyła zagrożenie na drodze. Przy okazji ujawniła, że zanim zdecyduje się wyznać bliskim, co się stało, woli najpierw omówić tę sprawę z tabloidem.
Byłam trochę zmęczona, może nie koncentrowałam się tak, jak powinnam, do tego doszły zmęczenie i stres, żeby zdążyć do pracy - ujawnia prezenterka. To wszystko wyglądało strasznie, o niczym nie powiedziałam rodzinie, moja mama jeszcze o niczym nie wie. Nie chciałam, żeby się denerwowała.
Warta 100 tysięcy złotych Skoda Superb nadaje się wyłącznie do kasacji. Została z niej sterta połamanej blachy. W tej sytuacji Popek zdecydowała się… pójść do pracy.
Jak człowiek ma do zrobienia robotę, to emocje przekłada na później - tłumaczy prezenterka. Miałam dyżur, następnego dnia rano prowadziłam program i dopiero po powrocie do domu to wszystko zaczęło schodzić. Byłam rozbita, snułam się po domu, przez dwa dni prawie nie byłam w stanie wyjść na zewnątrz. Myślałam o tych sekundach, które mogły sprawić, że bym się nie obudziła abo została kaleką. Ze mną już w porządku. Zregenerowałam siły, teraz zaczęłam chodzić na siłownię, bo nie ma co odkładać żcia na później.