Tak zwany "award season" , przypadający na początek roku kalendarzowego, tradycyjnie już obfituje w liczne wydarzenia kulturalne, podczas których gwiazdy mogą popisać się swoim wyczuciem stylu (bądź też jego kompletnym brakiem). Większość imprez jednak, z Oscarami na czele, wymaga dość zachowawczego dress code'u, co pozostawia niestety fanów mody z poczuciem lekkiego niedosytu.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku gali Grammy. Najważniejsze nagrody branży muzycznej z reguły uważane są za wieczór, podczas którego można popuścić wodze fantazji i przybyć przed aparaty wygłodniałych fotoreporterów w najbardziej zwariowanych kreacjach, oferowanych przez kreatorów mody. Z tego prawda najwyraźniej postanowiła skorzystać Jennifer Lopez. Piosenkarka już została okrzyknięta najgorzej ubraną gwiazdą tegorocznej imprezy, co może odrobinę dziwić, biorąc pod uwagę, że na tym samym czerwonym dywanie pojawiła się Cardi B w stylizacji przypominającej bardziej wymyślny kostium halloweenowy niż bezcenne dzieło sztuki.
49-letnia Jennifer tego wieczora zdecydowała się na bogato zdobioną suknię kolumnową duetu Ralph & Russo, do którego dobrała ogromny kowbojski kapelusz, taki sam, jak ten, który pojawił się na wybiegu kolekcji haute couture tej niezwykle konceptualnej marki. Zagraniczna prasa nie zostawiła na gwieździe pop suchej nitki, nazywając ją postacią z Westernu i teksańskim koszmarem.
Zgadzacie się z ich opinią?