Wczoraj pisaliśmy o odrzuconym przez Mandarynę Michale Wiśniewskim. Zaoferował swojej byłej żonie, że po rozstaniu ze znienawidzoną menedżerką Katarzyną Kanclerz, pomoże wydać jej zapowiadaną od dwóch lat płytę.
Marta, jak masz potrzebę, ja wydam tę płytę! Wyślij sms-a o treści "CHCE" na mój numer – zapewniał. Ponieważ nie wysłała, napisał o tym na blogu. Widać było, że jest wściekły:
Nie! Nie otrzymałem sms-a od Marty więc sprawę jej płyty uważam za zakończoną. Wyda ją sama. Powodzenia. Zapewne jest wielu o wiele wiedzących ode mnie - więc pójdzie to w miliony czego życzę. Nie będzie porządnej płyty Mandaryny... znów dla zasady... a może się uda bez Wiśniewskiego...
Po przeczytaniu naszego artykułu Marta musiała jednak wysłać jakąś wiadomość (albo nawet zadzwonić), bo wpis Michała nagle zniknął. Dziś pojawił się za to nowy, już łagodniejszy. Dyskusje jednak na niewiele się zdały, bo zdania nie zmienił:
Mandaryna zdecydowała sama wydać płytę. Uważam to za odważny ruch aczkowlwiek... "będziemy bili brawo jak się uda"... Już nie chcę wydawać tej płyty... mógłbym również zaryzykować na Unibet Betting, że się nie sprzeda... No ale cóż... cuda się zdarzają...
Na szczęście chyba nie w tym przypadku. Po latach trzeba przyznać, że dźwiękowiec który nagrał i puścił w internet jej skandaliczne nagranie acapella, przysłużył się bardzo polskiej muzyce i kulturze. To taki anonimowy bohater naszych czasów.